Zapraszamy Was na wyprawę w Karkonosze! Opowiemy o IX edycji Chojnik Karkonoskiego Festiwalu Biegowego, którego byliśmy partnerem technicznym i sponsorem. Przeczytajcie o tym, jak organizuje się Festiwal Biegowy w czasach zarazy, o współpracy z Karkonoskim Parkiem Narodowym i miłości do natury. Z rozmowy dowiecie się też, gdzie można spotkać Liczyrzepę. A na deser Karol zdradza Wam swoją ukochaną trasę. Lecimy!
Karol Gołaj – współtworzy Chojnik Karkonoski Festiwal Biegowy i Rudawy Zimowy Festiwal Biegowy. Prezes agencji marketingowej Cięty Język. Z wykształcenia polonista, z zamiłowania matematyk. W pracy najbardziej ceni słowo – zarówno dane jak i szukane. Prywatnie lubi sport, często jest w górach. Niekoniecznie musi być najszybszy, ale docenia skrajne zmęczenie. Najchętniej biega sam, bo wtedy zawsze jest pierwszy. Szczęśliwie żonaty.
Karol Gołaj: Jeśli chodzi o moje początki sportowe, jako dzieciak kopałem piłkę, ale nie mogłem odnaleźć się w strukturach piłkarskich. Kiedy przyszły studia – klasycznie – zapuściłem się, więc zacząłem truchtać. Najpierw było 5 km, a teraz najbliższe są mi dystanse maratońskie i ultramaratońskie, bo w ich czasie wypoczywam.
Da się! I granice szybko się przesuwają. Każdy ma swój talent, natomiast jeśli chodzi o długość trasy, ilość pokonywanych kilometrów, praktycznie nie ma nieosiągalnego pułapu. Kiedy zaczynałem biegać, to całkowite przetruchtanie 5 km stanowiło wyzwanie. Stopniowo okazało się, że 10 km to nie problem. A może nie robić tego w godzinę, tylko w 50 minut? Później 10 km to za mało, może trzeba pobiegać dłużej?
Mój najdłuższy do tej pory dystans to 140 km, biegłem UltraKotlinę – to lokalny bieg dookoła Kotliny Jeleniogórskiej, gdzie przebiega się 4 pasma: Karkonosze, Rudawy, Izery i Kaczawy. To była ciekawa przygoda!
Podczas mojego debiutu maratońskiego urzekła mnie trasa – nie dlatego, że zawsze dobrze pamięta się ten „pierwszy raz”, ale po prostu bieg prowadzi pięknymi ścieżkami, trasa jest zupełnie nieoczywista, jeśli chodzi o Karkonosze. Z reguły wszystkie zawody prowadzone są czerwonym szlakiem granicznym, który biegnie wierzchołkiem góry. Tutaj jednak mamy sporą amplitudę wysokości, podbiegi są dość ciekawe.
Zawodowo zajmuję się marketingiem i wszystko to, co działo się dookoła biegu, wydało mi się mocno do poprawy. W pakiecie startowym, umieszczonym w siatce-zrywce było piwo w puszce i… powiedzmy, że nie było kraftowe (śmiech).
Zaproponowałem chłopakom, że mogę zacząć nawet jako wolontariusz – dam coś od siebie, zaoferuję nową jakość wizualną temu wydarzeniu, zmienię logo. Stare było typowo clipartowe – może wrócimy do niego za kilka lat, bo powoli staje się na powrót modne (śmiech). Chłopaki przystali na to i przyjęli mnie jak brata. Tak dołączyłem do Mateusza Lewickiego i Daniela Chojnackiego. Mamy teraz równy podział obowiązków, ale też równoważne zdania, Fundację podzieloną na trzyosobowy zarząd.
Tak! W tym mocno pandemicznym, covidowym roku, chcieliśmy utrzymać swój poziom pod względem organizacyjnym i logistycznym. Splot nieszczęśliwych wydarzeń nas ominął i udało się. Myślimy już ewaluacyjnie, co moglibyśmy zrobić na X edycję, jednak póki co tego nie zdradzę.
W tym roku prowadziliśmy relacje, łączyliśmy się live, robiliśmy wywiady z zawodnikami na punktach żywieniowych, rozmawialiśmy z kibicami. Marzy mi się, by podczas X edycji transmitować całość: mieć zawodników, którzy będą śledzili czołówkę i zrobić prawdziwą telewizję. Te 4 godziny przed ekranem mogą być ciekawe dla naszej branży. Oczywiście to nie nowość, bo streaming live jest podczas UTMB, jednak to inna skala.
Zgadza się. Wszystko było kupione, byliśmy przygotowani, pakiety były gotowe. Na dwa dni przed eventem w Polsce wprowadzono twardy lockdown, zostaliśmy objęci restrykcjami. Po konsultacjach prawnych okazało się, że nie możemy przeprowadzić tego eventu ... Nawet gdybyśmy mieli wszystko na zewnątrz, na powietrzu, przy Szwajcarce – traktując to jako zorganizowany spacer po górach – nie można było zrobić nic, co miałoby znamiona organizacji. Ponieważ już wcześniej udało nam się oznaczyć trasę, ludzie i tak przyjechali, odebrali swoje pakiety – które przecież kupili, więc mieli do tego prawo – i na własną rękę pobiegli. Nie było jednak pomiaru czasu, żadnej imprezy, klasyfikacji. Była to nasza najlepiej zorganizowana impreza, która się nie odbyła – tak lubię to podsumowywać. Mam nadzieję, że to się nigdy nie powtórzy; nie życzę nikomu, żeby dwa dni przed organizowanym wydarzeniem dowiedział się, że tysiące złotych zainwestowane w imprezę idą na śmietnik.
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że na naszych dystansach biegnie po 300 osób – to nie jest rozmach miejskich maratonów, w których uczestniczy po 8000 osób. Wtedy wiadomo, że sprawa jest z góry przegrana.
Muszę powiedzieć, z jak wspaniałymi ludźmi przyszło mi pracować: mam na myśli naszych klientów, czyli biegaczy. Z reguły, kiedy mamy z kimś bezpośredni kontakt, pomagamy w wielu sytuacjach, odpowiadamy na zapytania, rozwiązujemy problemy. Tym razem role się odwróciły: to my mieliśmy prośbę, i to my mieliśmy problem! Zostaliśmy z wydrukowanymi materiałami, wyprodukowanymi rzeczami, z pięknymi czapeczkami Nessi w pakietach. Po pierwsze wydaliśmy mnóstwo pieniędzy, po drugie nie wiedzieliśmy, co mamy z tym zrobić. Biegacze przyjechali odebrać pakiety albo poprosili nas o wysyłkę: odebrało je 800 z 1100 zapisanych osób.
Wręcz nieprawdopodobne! Bo chyba i nas jako markę Chojnk/Rudawy lubią! Wiedzą, że opłacając pakiet dostają fajną imprezę, dobrze zorganizowaną, dobrze wyglądającą. Oddali nam kawałek swojego budżetu domowego na to, żebyśmy nie padli. To jest niesamowicie wzruszające i jesteśmy za to bardzo wdzięczni.
Tak! Mówisz o kolejkach pod ubikacjami, które jaskrawo uświadomiły nam, że nadchodzi zmiana. Na początku działaliśmy na polu sąsiada, mieliśmy rozstawione dwa namioty. Nagle się okazało, że ten sport – bieganie po górach, trail running, staje się mocno popularny. Kiedy z 30 zawodników robi się 90, trzeba się mocniej profesjonalizować. To nie jest zorganizowanie biegu na urodziny dla kumpla, bo kiedy zaczynają przyjeżdżać ludzie, płacą za pakiet, mając swoje oczekiwania i trzeba je spełnić. Jeździliśmy na imprezy biegowe w Polsce, startowaliśmy w Polsce i za granicą. Podpatrywaliśmy, jak to się robi. Ja zaś pracowałem przez kilka lat w branży eventowej, organizując wydarzenia kulturalne. Mechanizm działania jest podobny, więc swoje doświadczenie – związane np. z pozyskiwaniem i prowadzeniem wolontariatu – przeniosłem na grunt Chojnika. To jest duża rzecz! W tym roku mieliśmy ponad 150 osób, które bezinteresownie oddały się nam do dyspozycji. Dzięki nim można sprawnie zarządzać imprezą i to jest dla nas bardzo ważne.
Cieszymy się, że ludzie tak chętnie do nas przyjeżdżają i staramy się o nich dbać. Mamy koordynatora wolontariatu, wolontariusze są odżywieni – wiem, że to może brzmi śmiesznie! – ale często na wolontariacie zapomina się, że nie każdy je mięso, że może potrzebna jest opcja wegańska. Trzeba zapewnić nocleg, ciepłą wodę do kąpieli. Dajemy im tę podstawę, a oni oddają nam się bez reszty. Powiem Ci, że z tych 140 wolontariuszy mamy 90, którzy przyjeżdżają co roku. Tworzymy Chojnik Team – tak nazwaliśmy tę naszą rodzinę.
Siedem edycji, przy których pracowałem, wspominam bardzo dobrze – każda koniec końców się udała. Wspominam też mnóstwo pięknych momentów i szczęśliwych chwil. Najbardziej lubię łapać ludzi na mecie, rozmawiać z nimi i wręczać im medale. Uwielbiam pytać o ich odczucia, łapać od nich energię. To jest czas dla mnie! Wcześniej jest dużo pracy, ale energię odzyskuję podczas samego eventu, bo biegacze są bardzo pozytywni, aż niepokojąco zajarani (śmiech). Przybiegają na metę i są bardzo optymistyczni, a to napędza i daje energię na kolejne tygodnie. Dostaję też bardzo dobre opinie na temat naszych biegów, a to mnie nakręca do działania.
Jednak pamiętam też trudne momenty. W organizacji biegów jest duży element przypadkowości: możesz być przygotowany na 100%, wszystko mieć dopięte na ostatni guzik, ale nagle coś się „wysypie” i wpada się w popłoch, nie wiadomo, co będzie. Jak zareagują ludzie w rzeczywistości, jak internet. Przykład? Trzy lata temu mieliśmy zawody, do których byliśmy perfekcyjnie przygotowani, ale ktoś nam nieprzychylny pozmieniał oznakowania maratonu. Ludzie pobiegli w inną stronę, rozpierzchli się i zaczęli się szukać. Koniec końców trafili w odpowiednie miejsce, ale były straty, ktoś się pogubił, a na mecie pojawiły się pretensje do organizatora. I – oczywiście – trasa była źle oznakowana, więc wina była nasza. Musieliśmy przyjąć rozczarowanie ludzi, którzy myśleli, że wszystko będzie w porządku, a się pogubili i musieli nadrobić 3 km – a nadrobić nawet 3 km, kiedy człowiek ma kalkulację na 43 i ani metra więcej, nigdy nie jest fajne. Kiedy przewieszono nam strzałkę pomyśleliśmy, że jest to kolejny element, który musimy opanować. I teraz z pomocą wolontariusza-zająca sprawdzamy trasę; w tym roku zdarzyło się, że coś było za słabo oznakowane, więc to poprawił i wszystko się udało, nikt się nie zgubił.
Co roku jest coś takiego! W tym roku do zdjęć na ściankę czy do reklam Facebookowych używaliśmy zdjęcia Pawła Urbaniaka z ubiegłego roku. Ustrzelił taki kadr, gdzie przez ścieżkę przeskakuje łania, a za nią, w tle, są nasi biegacze (zdjęcie można zobaczyć na stronie internetowej wydarzenia, przyp. M.Sz.). Uznaliśmy, że to fajne: połączenie natury z biegaczami, człowiek i zwierzę, przecież to Karkonoski Park Narodowy – świetna sprawa i w taki właśnie sposób chcemy się promować. Po czym w tym roku puściliśmy zawodników i okazało się, że w jednego z nich… uderzył jeleń.
Zawodnik stracił przytomność, Goprowcy go zwieźli, karetka, szpital. Na szczęście nic mu się nie stało, wszystko było dobrze! Ale postanowiłem, że nigdy więcej nie będę promował Festiwalu w ten sposób! Wiele jest rzeczy, które nie mieszczą się w głowie. To intensywny weekend dla nas, a także dla biegaczy. Nie tylko biegają, ale też po przebiegnięciu mety mają piknikowanie, piwko. W tym roku mieliśmy 6 foodtrucków, gdzie biegacze mogli wykorzystać swoje talony. Zaraz obok startu/mety jest bezpłatne pole namiotowe, są prysznice. Jest wiele elementów, przez które chcemy budować społeczność – nie działamy tak, że dostajesz medal na szyję, przebiegłeś, do samochodu i do domu. Chcemy zatrzymać biegaczy i stworzyć w Karkonoszach święto.
Oczywiście był w tym roku! Jest na każdej naszej imprezie już od kilku lat. Z naszej trójki może jedna osoba znała wcześniej jego punkową twórczość i powiedziała nam, że jest taki gość i śpiewa „Trzy akordy, darcie mordy”. Poznaliśmy go na ZUK-u, czyli Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim. Ponieważ w Karkonoszach mocno trzymamy się organizacyjnie razem, zapytaliśmy dziewczyn z ZUK-a czy moglibyśmy podebrać go i na swoje imprezy, bo jest po prostu niesamowity. Dostaliśmy zgodę, więc zaprosiliśmy Patyczaka na Chojnik i jest naszym konferansjerem. To jest jakiś kosmita! Przez 24 godziny wita ludzi na mecie z imienia i nazwiska, układa o nich wierszyki. Jest mocno pobudzony (śmiech). Można na chwilę przystanąć obok niego i posłuchać – ma do powiedzenia wiele na każdy temat, mówi bardzo kwieciście, w inteligentny sposób. Ma też przy sobie pudełko z akwarelkami, przysiądzie, pomaluje... a ludzie wokół wkurzają się, że nie mają zasięgu. A na co dzień jest listonoszem w Poznaniu.
W tamtym roku współpracowaliśmy z Volvo V-Motors – samo Volvo pozycjonuje się mocno ekologicznie. Stwierdziliśmy, że wymyślimy coś, co fajnie zagra i wejdzie w strategię ich marki. Jako że chcemy dobrze żyć z Karkonoskim Parkiem Narodowym, wciąż wykazujemy się nowymi pomysłami proekologicznymi. Wymyśliliśmy, że od fundacji, która zbiera zakrętki, kupimy je i przerobimy na granulat, z którego zostaną zrobione medale odlewane z plastiku. Co ciekawe, zawodnicy przez rok zbierali zakrętki i przywozili je do nas. Zbieraliśmy na Fundację Ziemka, którego tata u nas biega. Z tych zakrętek przywiezionych przez uczestników zrobiliśmy medale: pełen recykling z charytatywnym twistem. Wszystko to wpisywało się bardzo w naszą strategię i myślenie o tym, jacy chcemy być. Każdy medal był wyjątkowy, bo niepowtarzalna była mieszanka kolorystyczna. To jednak nie wystarczyło: ludzie są przyzwyczajeni do metalowych medali, a nasze były „po prostu plastikowe”. Choć wszyscy znali ideę, część osób oburzyła się. Odrobinę zabolało mnie to, że muszę tłumaczyć dlaczego ta idea jest fajna i niesie ważny przekaz: nie generuje śmieci, nie tworzy nowych. NA 400 komentarzy 370 było megapozytywnych, ale 30 – negatywnych i ludzie sami się nakręcali. W tym roku zabrakło nam energii, żeby to powtórzyć. No i wyprodukowanie takiego medalu jest 3 razy droższe niż „normalnego” – wtedy finansowo pomogło nam Volvo. Cały czas uważam, że to świetnie rozwiązanie i wrócimy do niego w jakiejś formie.
Same grafiki, które przypadły Ci do gustu, są autorstwa utalentowanej Magdy Stadnik.
Zacznę od tego, że Karkonoski Park Narodowy to strażnicy, którzy najchętniej nie wpuściliby tam nikogo. Uznali jednak najwyraźniej, że 1000 biegaczy, którzy wbiegają do parku raz do roku nie stanowi takiego problemu, jak wielkie kolejki pod wyciągiem na Śnieżkę. Choć taki bieg jak nasz można zablokować jednym pismem.
Poprosiliśmy KPN o wsparcie naszego pomysłu: na mapach zawodów postanowiliśmy zaznaczyć obecność takich zwierząt jak bielik, cietrzew, motyl niepylak apollo – w sumie kilkanaście zagrożonych gatunków, żeby ludzie biegnąc rozglądali się dookoła i wypatrywali ich. Na trasie umieściliśmy tabliczki z informacjami typu: „Głowa do góry, tu lata bielik”, bo zwierzęta pojawiają się w konkretnych miejscach, a bielik akurat lata nad Zamkiem Chojnik. Wszystko po to, żeby ludzie wiedzieli, że dookoła są zwierzęta – więc trzeba się zachowywać w stonowany sposób. W końcu w Parku jesteśmy gośćmi. Ten pomysł ewoluuje, więc przeszedł na elementy odzieży. Chcemy też stworzyć bieg dla dzieci z przyrodnikiem, pozyskać katalog zwierząt – żeby ludzie wyjeżdżając z Chojnika zabrali ze sobą też wiedzę merytoryczną.
To fajna legenda, ale było trochę inaczej, chodziło o uzupełnienie pewnej luki. Maraton Karkonoski już był, 3x Śnieżka – pomysł Radka Jęcka, burmistrza Karpacza, też. Daniel Chojnacki, jeden z nas – organizatorów Chojnika – jest z Jeleniej Góry, jest Goprowcem, zna góry, ma je „zbiegane”: należy do niego jeszcze parę rekordów tras, bo był w polskiej czołówce. I to Daniel powiedział: „TO jest najpiękniejsza trasa Karkonoszy!”.
Tym sposobem biegamy po ścieżkach kompletnie nieschodzonych. Kiedy przyjeżdżają do nas ludzie, którzy znają Karkonosze, okazuje się, że to nowe dla nich miejsca :) Zahaczamy o Śnieżne Kotły, one są widowiskowe, z kolei wcześniej biegaliśmy na stronę czeską, gdzie tworzy się bardziej alpejski charakter. Trasa była piękna, a na koniec podbieg i zdobycie Zamku Chojnik. Teraz niestety jest dla nas zbyt mały, więc każdy biegacz zdobywa go i musi zbiec. Chojnik, Daniel Chojnacki… coś jest na rzeczy (śmiech).
Chłopcy wymyślili maraton, a później zamienił się w Chojnik Karkonoski Festiwal Biegowy zgodnie z panującymi trendami. Z biegiem czasu dodaliśmy kolejne dystanse: półmaraton (okazało się, że z górką, bo 29 km), dystans 102 km, według mnie najtrudniejszy bieg ultra w Karkonoszach, dodaliśmy też 72 km i 32 km w stronę Izerów. I nadal się rozglądamy!
Dystansów mamy sporo, ale limity – małe, 300 osób. Cały czas przyświeca nam idea, że przyszliśmy z miast, na co dzień każdy z nas, organizatorów, żyje w mieście i próbujemy zamienić asfalt czy parkowe ścieżki na góry. Nie chcemy powielać liczb maratońskich i zapraszać w góry tysięcy ludzi. Chcemy dać poczucie, że jesteś w górach sam i zmagasz się ze swoim biegiem, cierpieniem i radością.
Zaczęliśmy od skarpet! Najpierw dla wszystkich zawodników dodawaliśmy skarpety. Odezwałem się do Wojtka, czy nie wyprodukowałby skarpet z naszym logiem. Wtedy była tylko możliwość naniesienia napisu „Chojnik Karkonoski Festiwal Biegowy” – chyba nawet czcionka nie była nasza! Ludziom bardzo się spodobało, a ja sam mam do tej pory wysłużone już i ulubione, pomarańczowe skarpety. Potem już poszło: wleciała odzież, opaski, czapki. Mam poczucie, że mamy z Wojtkiem dobre flow między sobą, że chodzi o to, żeby zrobić wspólnie coś fajnego. Śledzę też Wasze media, komunikację i wiem, że lubimy wszyscy rzeczy ładne. Choć się różnimy, to jesteśmy spójni w tym, co robimy. Może chciałbym puścić kiedyś całą produkcję przez Nessi, ale jeszcze nie jesteśmy na to gotowi. Nigdy w naszej współpracy nie zdarzyło się, żeby ktoś czegoś nie dotrzymał, spóźnił się – choć w każdej polskiej firmie wszystko dzieje się na ostatnią chwilę. No i brand jest potem widoczny na biegach, to jest największa nagroda.
Jasne! Wejście na Zamek Chojnik, ale to na koniec. Mam jedno takie swoje podejście: Koralowa Ścieżkę, którą podbiega lub zbiega każdy dystans. To podejście z Jagniątkowa na wierzchołek Karkonoszy. Ma około 1000 m przewyższenia i stanowi solidną bazę treningową. Jest poza tym piękna! Kładki drewniane, kamienie, nieco w lesie, trochę na otwartej przestrzeni. Jeśli pojedziecie po sezonie, nie spotkacie nikogo, albo może jednego turystę.
Tak, mnie (śmiech). Szlak jest przepiękny a mało uczęszczany. Choć teraz, kiedy ludzie nie wyjeżdżają za granicę, w Karkonoszach jest dużo turystów – więc może i na tej ścieżce będzie ich więcej.
Spotkać albo przynajmniej... wypić, bo w Schronisku po czeskiej stronie mają pyszne piwo Krakonoš. W ogóle z mojej perspektywy – turystyki biegowej – Karkonosze są małe i można je zbiegać w 2-3 dni mieszkając w różnych schroniskach
Na pewno frekwencyjny! 1200 osób zdecydowało się u nas pobiec, to dużo jak na jednodniową imprezę.
Chcemy tworzyć bieg profesjonalny, dobrze zorganizowany, bezpieczny – i dbamy o to, uznając równocześnie za standard. Musi być GOPR, karetki rozmieszczone przy trasach, musimy mieć wszystkie zgody, obsługę biegu, odpowiednie zabezpieczenie na punktach żywieniowych. Czujemy, że z niektórymi inicjatywami wychodzimy przed szereg innych biegów górskich. Ważna jest też dla nas identyfikacja: Park jest piękny, więc i my chcemy stworzyć odpowiednią otoczkę; nie walimy muzyką z głośnika, za to podczas startu grają muzycy na żywo, mamy foodtrucki, pole namiotowe. Jesteśmy biegiem dla ludzi lubiących ładne rzeczy. I robimy to wszystko dla grupy pasjonatów, którzy – po prostu – lubią biegać po górach.
W Nessi odpowiada za komunikację marki. Z wykształcenia dziennikarka i filolożka. Miłośniczka podróży, górskich wycieczek i bliskości z naturą. Wieczorami ćwiczy fitness, składa klocki Lego, czyta. Mama dwójki dzieci, Tymka i Kaliny. Pańcia Tekili, suczki adoptowanej ze schroniska.
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.