Półfinalistka Igrzysk Olimpijskich, Finalistka Mistrzostw Europy w Amsterdamie, wielokrotna medalistka w biegach na 400 m przez płotki. Jak Emilia pokochała bieganie, co dodało jej skrzydeł na Igrzyskach i jaką jest trenerką? Biegaczka zdradza również, które wzory z najnowszej kolekcji lubi najbardziej! Przeczytaj naszą rozmowę.
Moje zainteresowanie sportem zaczęło się tak naprawdę w domu, bo moi rodzice są bardzo aktywni. Mój tata zawsze zachęcał mnie do wszelkiego rodzaju aktywności fizycznych i nie pozwalał się nudzić. W szkole podstawowej uczestniczyłam na SKS z siatkówki i byłam bardzo aktywnym dzieckiem: lubiłam też unihokej i koszykówkę. W pewnym momencie wypatrzył mnie Waldemar Gajowniczek, który został później moim trenerem; to on powiedział, że nadaję się do biegania, i że powinnam przychodzić na treningi. Na początku podziękowałam, bo bieganie mnie nie interesowało, ale po pewnym czasie przyprowadziła mnie tam koleżanka i zostałam ze względu na… atmosferę w grupie treningowej! Oddziaływała na mnie tak, że chociaż nie lubiłam biegać, przychodziłam na treningi.
Po miesiącu treningów zaczęłam zdobywać medale, czyli odnosić sukcesy, których nie odnosiłam na przykład w siatkówce. Wygrywałam z dziewczynami, które trenowały już od jakiegoś czasu. Wtedy pomyślałam: WOW! Naprawdę mogę zdobywać trofea i wyróżnienia, mimo że nie przykładam się zbytnio do biegania?
Te pierwsze sukcesy to były wojewódzkie zawody w Olsztynie i elbląski Bieg Przez Dwa Mosty w Elblągu. W ciągu jednego tygodnia odniosłam dwa sukcesy i to sprawiło, że zaczęłam bardziej skupiać się na bieganiu. Po niespełna pół roku trenowania pojechałam na makroregion i byłam druga, a pierwsza dwójka jechała na Mistrzostwa Polski. To była prawdziwa nobilitacja!
Kiedy sama przekonałam się, że dobrze mi idzie, bieganie stało się moim sposobem na życie.
Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły i mieszkałam w Braniewie, wszystko było na wyciągnięcie ręki; po szkole wracałam do domu na obiad, później był trening, a potem – zajęcia dodatkowe. Mama zawsze śmiała się, że niezbyt często jestem w domu (śmiech).
Na początku nie. Do 19 roku życia byłam w Braniewie – miałam fajnych przyjaciół, którzy trenowali ze mną. Ci, którzy nie trenowali, często przychodzili, żeby mi pokibicować.
Dopiero na studiach poczułam, że wiele mnie omija. W weekendy wszyscy imprezowali, a ja zazwyczaj miałam ciężki trening albo zawody. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Choć o tym marzyłam, nigdy nie byłam na przykład na Open’erze, bo wakacje to moment, kiedy lekkoatleci mają swój sezon.
Powiedziałabym, że to sytuacja, kiedy coś się traci i coś się zyskuje.
W okresie dojrzewania dość dużo przytyłam – ale sama tego nie widziałam. Strofowały mnie przyjaciółka i mama, mówiąc – Przestań już jeść! I… to by było na tyle w kwestii diety.
Teraz nad moją dietą czuwa Ula Samot, która jest dietetykiem i moją przyjaciółką zarazem. Nie układa mi diety, daje mi raczej profesjonalne rady – jeśli chcesz, żeby lepiej wchłaniało Ci się to czy tamto, zjedz taki produkt. Myślę, że dobrze skonsultować się z kimś, kto profesjonalnie Ci doradzi.
Mój mąż dobrze rozumie sport i bardzo mnie wspiera. Kiedy trenowałam, mieszkaliśmy już razem i czułam się świetnie z tym, że wracając do domu po treningu mam komfort psychiczny. On odciążał mnie z obowiązków domowych i rozumiał to, że czasami jestem bardzo zmęczona. Kiedy miałam zgrupowania zdarzało się, że do mnie dojeżdżał.
Michał jest związany ze sportem – jest sędzią piłkarskim; on także wyjeżdża na treningi i mecze. Oczywiście tęsknimy za sobą, ale dobrze się uzupełniamy. W naszym związku jest dużo wzajemnego zrozumienia.
Fajnie! (śmiech) To były moje pierwsze Igrzyska. Samo to, że wzięłam udział w największej imprezie sportowej na świecie, było czymś niesamowitym. Ogromne wsparcie dostałam nie tylko od znajomych, ale też od osób z Braniewa, skąd pochodzę. Wyobraź sobie, że nagle odzywa się ktoś, z kim nie miałaś kontaktu od 10 lat i mówi, że wstanie w nocy, żeby Ci kibicować. Również dyrektorka mojego liceum napisała do mnie maila, że jest ze mnie dumna – coś przecudownego.
Sam start był nobilitacją, że mogę wyjść na stadion wśród najlepszych zawodniczek. Że jestem z nimi na rozgrzewce i możemy porozmawiać, mogę podpatrzeć jak ćwiczą. I biegają.
Atmosferę w wiosce olimpijskiej nazwałabym uroczą. Wszyscy Polacy trzymają się razem, każdy każdego dopinguje: niezależnie od tego czy znasz się na danym sporcie, czy nie. Czy ktoś przychodzi po starcie, czy z medalem czy z finałem – zawsze dostaje wielkie brawa i gratulacje. Miałam poczucie, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. To jest coś, co zostanie ze mną na całe życie.
To takie małe miasteczko. W wieżowcach mieszkają większe państwa, a mniejsze współdzielą budynki. Stołówka ze wszystkimi kuchniami świata jest dostępna 24 godziny na dobę i to jest przepiękne! (śmiech)
Mieszkałam z Asią Jóźwik i Anitą Włodarczyk. Mój dzień zaczynał się od śniadania, później piłyśmy z dziewczynami kawę. Po chwili relaksu jechałyśmy na trening na stadionie. Później wracałyśmy na obiad i regenerację.
Kilka dni przed startem trenuje się w większości na podtrzymanie: 1 raz dziennie. Trening nadal był najważniejszy, ale wtedy ważne jest to, żeby robić jak najwięcej dla swojej głowy. Do startu każdy był bardzo skoncentrowany, a po startach można było już się wyluzować. Pomagały w tym punkty, gdzie można było sobie wypożyczyć rower, a nawet zrobić makijaż czy fryzurę. No i oczywiście była okazja na eksplorowanie okolicy.
Można było brać udział w wycieczkach, pojechać na Copacabanę czy zobaczyć słynnego Jezusa. Może to zabrzmi dziwnie, ale jestem zakochana w ukształtowaniu terenu w Brazylii. Często ze znajomymi siedziałam na dachu do rana, oglądając krajobrazy. Roślinność, kolory, tereny są przepiękne: jestem nimi do tej pory zachwycona.
Nie, największe emocje czułam przed wejściem na stadion, wtedy dopadł mnie stres, bo mieliśmy kontrolę akredytacji i wszystko wyglądało bardzo poważnie.
Byłam natchniona przez znajomych, którzy trzymali kciuki. Na stadion jechałam czując się, jakbym miała skrzydła!
Znajomy wysyłał mi ciągle zdjęcia z wakacji, na których obcy ludzie trzymali tabliczkę z napisem „Dajesz, Kićka” (to moja ksywka z Braniewa) i to było szalenie miłe. Przed startem założyłam też rodowe kolczyki, które dała mi moja mama, miały przynieść szczęście.
Na rozgrzewce spadł deszcz i to mnie podminowało, ponieważ w mojej dziedzinie jest to bardzo niebezpieczne: można wpaść pod płotek. Rozpętała się burza, więc przesunięto nam bieg o niemal godzinę, co nie jest standardową procedurą na Igrzyskach.
Byłam w trakcie rozgrzewki, na tartanie kilka centymetrów wody, nie miałam jak biegać. Trener pożyczył mi swoją kurtkę. Na szczęście byłam dobrze przygotowana i miałam ubrania na zmianę, oprócz… skarpetek! Nie mogłyśmy wyjść z call roomu, pozostało tylko nerwowe oczekiwanie na start.
Kiedy weszłam na stadion pełen ludzi, stres minął od razu: wiedziałam, po co tam jestem. Przedstawienie przed samym startem jest bardzo miłe, to już jest moment takiej motywacji, determinacji i pokazania siebie z jak najlepszej strony.
Tak! (śmiech)
Mam sportowców, których podziwiam, ale nie mam idoli. Miło było zobaczyć Usaina Bolta.
Mam swoje TOP 3 płotkarek, które bardzo lubię: Sydney McLaughlin, Femke Bol i Dalilah Muhammad. Bol jest według mnie przyszłością na 400 m przez płotki, niesamowity jest też Karsten Warholm – a jest jeszcze młody i nie powiedział zapewne ostatniego słowa. Na 100 m przez płotki wiele może dokonać Pia Skrzyszowska, a jeśli Natalia Kaczmarek zejdzie poniżej 50 sekund na 400 m przez płotki, cała Polska biłaby brawa na stojąco.
Tak, po Igrzyskach. W 2017 roku byłam w bardzo dobrej formie; w hali zamiast 400 metrów przez płotki, biegałam 800 m. Stało się tak, że nadepnęłam na linię, więc zostałam zdyskwalifikowana, ale wygrałam bieg. Ponieważ świetnie mi poszło, miałam lecieć na kwalifikacje sztafet na Bahamy. Naderwałam jednak łydkę i poleciała tam inna dziewczyna.
Później miałam lecieć na uniwersjadę do Tajpej i miałam poczucie, że muszę dużo udowodnić i pokazać, że w rok po Igrzyskach jestem w dobrej formie. Sama nakładałam sobie presję.
Kilka dni przed wylotem nabawiłam się złamania zmęczeniowego stopy. Nie ukrywam, że na początku mnie to załamało. Wszyscy polecieli na zawody, a ja zostałam sama. Przez 6 tygodni chodziłam o kulach, byłam w ortezie. Czułam wtedy złość na wszystkich: na siebie, na trenera, na cały świat.
Uderzenia w tartan, spadek z płotka – moja stopa dostała bardzo w kość. Jak to się mówi: gdyby kózka nie skakała… Miałam złamanie zmęczeniowe piątej kości śródstopia. Jak ono powstało? Pod wpływem długotrwałego zmęczenia i przeciążeń, w kości powstaje mikroszczelina. Powiększa się ona aż do momentu rozłamu kości. Taka kontuzja boli przez długi czas, ale sportowcy to takie dziwne istoty, które często mówią „dam radę” nawet, kiedy coś sprawia duży ból. Dopiero, kiedy stanie się coś bardzo poważnego, człowiek zaczyna się zastanawiać nad tym, że istnieje potrzeba zdiagnozowania tego.
Zdiagnozowano mnie bardzo szybko – w moim przypadku ból pojawił się nagle. Początkowo leżałam po osiem godzin z nogą w górze, ale dolegliwości nie ustępowały. Wiele osób z mojego otoczenia mówiło, że to na pewno jakieś małe zapalenie ścięgna podeszwowego. Byłam jednak pewna, że to nie „to”.
Po wyleczeniu kontuzji chciałam coś udowodnić. Był rok 2017, chciałam pokazać, że naprawdę dam radę, że jestem w życiowej formie. Dostałam jednak kilka prztyczków w nos i się uspokoiłam. (śmiech)
Tak – nie wrócę już do sportu jako zawodowiec: reżim treningowy i 200 dni w roku na obozach to etap, który mam już za sobą. Mam przed sobą jednak starty w biegach ulicznych! Jestem aktywna, mam treningi i nie mogę się doczekać nowych wyzwań.
Na ten temat mogę Ci wiele powiedzieć, bo odzież sportowa Nessi świetnie sprawdza mi się na treningach i zawodach, a także podczas pracy trenerki.
W chłodniejsze dni wybieram bluzę rozpinaną z kapturem premium i to jest moja faworytka! Jest idealnie ciepła i ma mnóstwo detali, które bardzo polubiłam: kieszenie, stopery, fajny kaptur. Właśnie jestem na obozie i – jak to wiosną – trafiłam na zmienną pogodę, jednak w tej sytuacji ratuje mnie kurtka z membraną 20K, w której jestem szczerze zakochana. Na treningach outdoorowych ratują mnie także opaski i rękawiczki! Są świetne, odpowiednio ciepłe i leżą jak trzeba.
Uwielbiam też legginsy z wysokim stanem, więc pas High to mój wybór numer 1: dzięki niemu legginsy trzymają się na miejscu, z łatwością mogę schować telefon, który zawsze mam przy sobie podczas biegu. Razem z bluzą biegową zip w żywiołowym odcieniu Shiny Orange stanowią doskonały duet do biegania i na siłownię.
Kiedy prowadzę treningi albo spotykam się z przyjaciółmi, wybieram bawełniane bluzy Issen. Nie tylko są miękkie i ciepłe, ale przykuwają też wzrok: zawsze ktoś o nie pyta – to bardzo miłe!
Kolekcja Euphoria ma wiele pięknych wzorów i oczywiście mam swoich faworytów! Zdecydowanie Selva Tropicana: po prostu zachwycająca! Jestem też zakochana w koktajlu barw o nazwie Banana i bardzo podoba mi się niebieski wzór Mosaic Aqua!
Zależy dla kogo. Nie jestem bardzo surowa, ale jestem wymagająca. W żadnej dziedzinie życia nie mam w sobie tyle empatii, co podczas treningów. Jeśli widzę, że ktoś ma problem z przełamaniem swoich barier i narzeka, chociaż nawet się nie spocił, nie odpuszczam mu. Myślę, że jestem wyrozumiała, a to wynika z tego, że dużo widzę i sporo wiem: to ja muszę powiedzieć „Stop!” w odpowiednim momencie. Sprawdza się to szczególnie w przypadku mojej młodzieży, bo oni przecież mogliby żyłować się na każdym treningu, ale to nie w tym rzecz. W skrócie: jestem bardziej wymagająca dla tych, którzy startują.
Od dwóch lat prowadzę amatorów-biegaczy: maratończyków i biegaczy ulicznych. Od ponad roku jestem też trenerką w AZS Warszawa, trenuję młodzież. Dodatkowo mam grupę studentów z różnych warszawskich uczelni, z którymi prowadzę zajęcia pod szyldem Runniversity. Skupiam się na kształtowaniu umiejętności starszych dzieci, młodzieży i dorosłych – świetnie się w tym czuję. Jestem w trybie trenerskim, o czym zawsze marzyłam: nawet na 18. urodziny dostałam od rodziców profesjonalny gwizdek trenerski!
Jak najbardziej! Opcji jest wiele: jeżeli są z Warszawy, możemy umówić się na miejscu. Jeżeli mieszkają dalej ode mnie, w grę wchodzi raczej rozpisanie planu treningowego.
Razem z narzeczonym zaczęliśmy biegać dłuższe dystanse i zapisywać się na zawody. Za mną Bielański Bieg Chomiczówki, na którym poprowadziłam rozgrzewkę i przebiegłam 15 km. Zadebiutowałam również w indoorowych zawodach triathlonowych! Triathlon Pod Dachem sprawił, że zachwyciłam się tri!
W sierpniu będę brała udział w sprincie na Ironmanie w Gdyni: 750 m pływania, 20 km na rowerze i 5 km biegu.
Muszę mieć jakiś cel! Jestem zakochana w atmosferze biegów ulicznych. Spotykam zawsze po drodze ludzi, którzy mnie fascynują: na przykład ostatnio widziałam chłopaka, który przebiegł półmaraton z ananasem na głowie. (śmiech) Zmęczenie, jakie czuję po takich zawodach jest bardzo przyjemne.
Po cichu planuję też, że do końca roku przebiegnę maraton i mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować!
Mam w domu TRX-a, hula-hop i skakankę, lubię też jeździć na rowerze. W tym roku uczęszczałam też na zajęcia tańca, żeby troszkę podszkolić się przed swoim ślubem. Co jakiś czas chodzę na basen, lubię grać z rodzicami w ping-ponga.
„Poranek kojota”!
Harry!
Zdecydowanie bieganie wśród natury!
Spodobał Ci się jeden ze strojów Emilii? Możesz go skompletować na naszej stronie!
W Nessi odpowiada za komunikację marki. Z wykształcenia dziennikarka i filolożka. Miłośniczka podróży, górskich wycieczek i bliskości z naturą. Wieczorami ćwiczy fitness, składa klocki Lego, czyta. Mama dwójki dzieci, Tymka i Kaliny. Pańcia Tekili, suczki adoptowanej ze schroniska.
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.