„Uśmiech dziecka dostającego słodycze. Otrzymane w ramach podziękowania truskawki, które smakowały jak żadne inne. Flagi z podziękowaniami, które przypominają niesamowicie pozytywne emocje podczas spotkań”. Tak odpowiada Ewa Piwko-Witkowska, pytana o to co zapamięta ze swoich wyjazdów do Ukrainy. W tej słodko-gorzkiej rozmowie poznacie inspirującą działalność naszej #nessigirl.
Ewa Piwko-Witkowska: Działając na rzecz innych nigdy nie oczekuję, że ktoś to zauważy i pochwali, dlatego przyznanie tego medalu było dla mnie wyjątkowym osiągnięciem, między innymi dlatego, że inni widzą sens moich działań. I nie tylko moich działań, bo sama bym tego wszystkiego nie robiła.
Wojna w Ukrainie jest zdecydowanie bliżej niż nam się wydaje, świadczą o tym ostrzały rakietowe ukraińskich miast, w tym Lwowa, który jest zaledwie 60 km od granicy Hrebenne – Rawa Ruska, którą zazwyczaj przekraczam. Dodatkowo Putin jest nieobliczalny i zawsze istnieje ryzyko, że zintensyfikuje działania. To widać również w innych miejscach, które odwiedzałam – czasem są to zaminowane drugi i mosty, czasem większa liczba patroli i punktów kontrolnych, czasem duża liczba żołnierzy, którzy jadą w stronę wschodniej Ukrainy (ostatnio na stacji paliw w okolicach Kijowa spotkaliśmy ich około 250).
Ludzie nie chcą słuchać o złych rzeczach, nie lubią oglądać zbombardowanych domów, rannych i zabitych ludzi, woleliby zapomnieć, że wojna trwa. Media to wiedzą i ograniczają przekaz. I przez to następuje spadek pomocy, bo przecież nic takiego się nie dzieje… Ja rozumiem, że chcemy normalnie żyć, ludzie tam, też tego chcą, nie zmienia to faktu, że codziennie są ostrzały rakietowe, że codziennie toczą się walki, że giną nie tylko żołnierze, ale i cywilni mieszkańcy. Giną też zwierzęta – podczas ostatniego wyjazdu na drodze mijaliśmy wiele przejechanych psów, które przestraszone wystrzałami uciekają, bądź po stracie właścicieli tułają się przy drogach.
Ja działam dalej dzięki wspaniałym ludziom, którzy zbierają dary, zbierają pieniądze, angażują się i innych. Są osoby, na które zawsze mogę liczyć. To dużo daje.
Ewa przerywa rozmowę i pokazuje mi właśnie otrzymaną wiadomość od wolontariuszki z Kijowa (przetłumaczoną przez google): Dobry dzień. Szczątki przekazano wojsku w szpitalu. Wstrząśnięty do łez. Pielęgniarki rozdawały słodycze i daktyle, mówią, że słodycze są dla nich jak narkotyk, do kuchni podały 120 opakowań makaronów. Któregoś dnia kupimy im ciasteczka i cukierki od siebie, dostarczymy im. Dziękuję raz jeszcze!
Pomagałam zawsze, ale ten konflikt z pewnością spowodował to, że daję więcej siebie, z różnych względów. Od pierwszej nocy wojny, którą spędziłam na punkcie recepcyjnym w Lubyczy Królewskiej, pomagając osobom uciekającym od wojny, od pierwszego wyjazdu na Ukrainę, na który zabrał mnie kolega (Błażej, dziękuje Ci za to), od pierwszych rozmów z osobami, które były w centrum wojny, które straciły bliskich, które straciły swoje zdrowie, które straciły to co miały. Nie potrafię powiedzieć nie, widząc to wszystko…
Moja siła to ludzie. Ludzie, których znałam, ale nie wiedziałam, ze mogą ich poznać lepiej. Ludzie, których poznałam przez różne działania. Zarówno Ci, którzy pomagają jak i Ci, którzy są wokół mnie. Oni mnie motywują, oni wierzą, że to co robimy ma sens, że warto pomagać i warto pokazywać jak to wszystko wygląda.
Za każdym razem jak jadę, odczuwam strach, gdyby tak nie było, nie działałabym racjonalnie. Każdy wyjazd poprzedzam analizą sytuacji, telefonami do zaprzyjaźnionych osób mieszkających na Ukrainie. Dopiero po ustaleniach robię rezerwacje noclegów i wyznaczam trasę. Strach nie działa paraliżująco, bo zawsze sobie zadaje pytanie, co mogę zrobić w danej sytuacji. Jeżeli tak jak ostatnio, podczas noclegu w Odessie o 4 rano słyszę wybuch, a potem alarm, to wiem, że najbezpieczniej jest zostać w miejscu, bo wyjazd po ciemku, przy ostrzale z dronów nie byłby dobrym rozwiązaniem.
Rodzina, dzieci, zawsze się martwią, ale zazwyczaj mówią mi to po wyjeździe, żeby to nie miało wpływu na moje decyzje, wspierają mnie i pomagają, bo wiedzą najbardziej jak wygląda sytuacja tam, gdzie jadę.
Długi spacer, intensywny bieg, basen… po każdym wyjeździe skumulowane emocje trzeba jakoś rozładować. Aktywność jest tym, co pomaga. No i dobre jedzenie po tej aktywności. Na wyjazdach, często po prostu nie mam apetytu.
Bardzo lubię być aktywna, nie lubię siedzieć w miejscu, choć, jak mnie wciągnie dobra książka, lub dobry serial to i do rana potrafię czytać, oglądać. Jak jest coś do zrobienia, działam, natomiast wyjazdy na Ukrainę są specyficzne. Tu trzeba kalkulować, bo nie chodzi tylko o mnie, ale i bezpieczeństwo osób, które jadą ze mną. Nigdy nie ma 100% gwarancji, że będzie bezpiecznie, ale sprawdzam wszystko na ile to możliwe. Pomagają mi w tym osoby mieszkające w Ukrainie Vitalik, Olena, Igor, Alina… oni mówią, jak jest, decyzja należy do mnie.
Oczywiście poza pracą, poza wyjazdami, poza domem i rodziną, poza aktywnością fizyczną i poza studiami z psychologii, które rozpoczęłam rok temu, są jeszcze przyjaciele, znajomi - są dla mnie bardzo ważni. Bo to dzięki ludziom, których znam i spotykam, potrafię działać na tylu płaszczyznach. To Edy i Neta piszą do mnie, jak wyjeżdżam, pytając, czy wszystko jest w porządku. To osoby, które jadą ze mną lub pomagają we wszystkim i dopingują mnie do działania (nie mogę nie wspomnieć o Błażeju, Maćku, Andrzeju, Sylwku, Robercie, Piotrku, Magdzie, Łukaszu, Marcie, Darku…). To osoby, które zbierają środki, dary i działają cuda. Kasia Wawrzyńczach-Boruch to chyba czyta mi w myślach, bo zawsze jak myślę o kolejnym wyjeździe, to zaczyna działać, nawet jak nic nie napiszę. Emilka, Chrystian, Joanna, Magdalena, Justyna, Monika, Andrzej, Anna, Michał, Marcin, Jolanta i wiele, wiele innych.
Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Cel i ludzie!
Szukałam ubrań do biegania, nie takich zwyczajnych, chciałam czegoś innego... znalazłam legginsy w internecie, to było w 2017 roku. Potem trafiłam do Kolorowej Drużyny i na Nessi Gotuje, i tak to się potoczyło. Wojtka (właściciel marki Nessi - przyp. red.) poznałam osobiście na Festiwalu Biegowym w Krynicy. Ta grupa na czele z Wojtkiem to skarbnica pozytywnych emocji.
Wiele zdarzeń zapamiętam. Nie wszystkie będą radosne. Nigdy nie zapomnę pierwszego usłyszanego alarmu, nigdy nie zapomnę transportu worków na zwłoki – 1000 sztuk, które zawieźliśmy na prośbę znajomych z Ukrainy na początku wojny. Nigdy nie zapomnę opowieści osób, które straciły wszystko, widziały śmierć, w tym śmierć bliskich, widziały rabunek swoich domów, widziały sąsiadów wyciągniętych z domów i zabitych na ulicy…
Ale bardziej w pamięci staram się trzymać wydarzenia niosące radość i nadzieję - uśmiech dziecka dostającego słodycze, otrzymane w ramach podziękowania truskawki, które smakowały jak żadne inne, flagi z podziękowaniami, które przypominają niesamowicie pozytywne emocje podczas spotkań. I te momenty, które są namiastka normalności – spacer po Lwowie, Kijowie, czy Odessie, widok ludzi, którzy chcą normalnie żyć…
Można oczywiście wpłacić pieniądze:
Numer konta Lokalna Grupa Działania "Roztocze Tomaszowskie":
21 9639 0009 2001 0004 8204 0002
IBAN:
PL21 9639 0009 2001 0004 8204 0002
SWIFT:
POLUPLPR
PayPal:
Można również leki i materiały opatrunkowe wysłać na adres:
Lokalna Grupa Działania
„Roztocze Tomaszowskie”
ul. Lwowska 80, pok. 11
22-600 Tomaszów Lubelski
Za wszystko z góry baaardzo dziękuję.
*za Radą Języka Polskiego, na potrzeby wywiadu piszemy 'w Ukrainie', 'do Ukrainy': "Rada Języka Polskiego zachęca do szerokiego stosowania składni 'w Ukrainie' i 'do Ukrainy'. (...) Przyimki 'w' oraz 'do' są zalecane szczególnie w języku publicznym (urzędowym, prasowym) i w tych kontekstach, w których moglibyśmy zastąpić słowo 'Ukraina' wyrażeniem 'państwo ukraińskie'. Piszmy więc 'wizyta prezydenta w Ukrainie', a nie 'na Ukrainie'. Lepiej pisać o wojnie 'w Ukrainie' niż 'na Ukrainie', choć druga wersja też nie jest niepoprawna". (źródło: https://tvn24.pl/polska/w-ukrainie-czy-na-ukrainie-jak-pisac-i-mowic-poprawnie-opinia-rady-jezyka-polskiego-5889703)
Od 9 lat czynnie uprawia kolarstwo szosowe oraz górskie, spędzając na rowerze średnio 400 godzin rocznie i robiąc ok. 10.000 km w sezonie. Ma za sobą liczne starty w wyścigach szosowych i maratonach MTB. Najczęściej można go spotkać jak na rowerze pokonuje beskidzkie przełęcze.
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.