Jest mistrzem Polski w chodzie na 50 km z 2013 roku i trzykrotnym wicemistrzem kraju. Na Mistrzostwach Świata w Pekinie zajął 11 miejsce i był najlepszym z Polaków. Na Igrzyskach Olimpijskich w Rio wywalczył 15 lokatę. Jak Adrian Błocki zaczął swoją przygodę z chodem? O czym myśli, gdy walczy na trasie dłuższej niż maraton? I dlaczego marzą mu się biegi ultra? Zapytaliśmy go o to!
Przez dwa lata biegałem. Potem trenerzy przyszli do mnie, brata i kolegi i zaproponowali, żebyśmy spróbowali swoich sił w chodzie. Na początku było ciężko, ale po pół roku stwierdziłem, że to jest właśnie coś, co chcę robić. Miałem wtedy 16 lat. Po pierwszych zawodach okazało się, że moje ciało lepiej toleruje taki rodzaj wysiłku i w tej dyscyplinie jestem w stanie osiągać lepsze wyniki niż w bieganiu.
To kwestia indywidualna. Znam osoby, które przez większość sezonu trenują chód, a jesienią startują w zawodach biegowych i mają świetne wyniki. Sam w zeszłym roku wystartowałem w dwóch biegach na 10 km. Ale faktycznie młodzi zawodnicy nie powinni raczej biegać, bo może to negatywnie wpływać na technikę.
Na początku było tak, ze przez połowę dystansu najnormalniej w świecie się nudziłem, a potem mózg po prostu się wyłączał. Człowiek działa wówczas jak automat: skupia się wyłącznie na tym, co tu i teraz, czy tempo jest dobre, czy plan jest ok czy należy go skorygować, co robią rywale. Teraz wygląda to trochę inaczej. Powtarzam w głowie mantrę, która pozwala mi się w 100% skupić na tym, co robię. Zaglądam do tzw. pudełka nic, czyli mówiąc inaczej myślę o niczym.
To po prostu słowa mantry buddyjskiej – powtarzam je w głowie i łączę z wdechem i wydechem.
Mam coś takiego – towarzyszy mi od Igrzysk Olimpijskich w Rio. Podczas startu mam zawszę na ręce bransoletkę, tzw. male, czyli buddyjski różaniec. To coś, co mocno się łączy z mantrami.
Od Igrzysk wprowadziłem też jeszcze jeden zwyczaj: kiedy inni się rozgrzewają, ja znajduję choć 5 minut na to, by usiąść i się skupić, wyciszyć, poukładać wszystko.
W chodzie panowanie nad sobą i spokój są kluczowe. Kiedy kończysz maraton i walczysz o medal nic nie stoi na przeszkodzie, by lecieć na wariata. W zasadzie jest to wskazane (śmiech). W chodzie przeciwnie. Nie możesz dać się ponieść, musisz pilnować techniki, trzymać nerwy na wodzy.
Przede wszystkim trzeba przetrwać potwornie ciężkie przygotowania. Robimy ok. 160 km tygodniowo na naprawdę wysokiej prędkości. Po niektórych sesjach zmęczenie potrafi się utrzymywać kilka dni. Dwa, treningi są dość nużące, bo są do siebie bardzo podobne. Do tego dochodzi siłownia. Ćwiczymy sprawność ogólną, robimy zadania stabilizacyjne, z wykorzystaniem gum i ciężaru własnego. Czasem dla odmiany jest basen albo bieganie.
15 miejsce na Igrzyskach Olimpijskich. Rok wcześniej, na Mistrzostwach Świata w Pekinie, byłem jeszcze wyżej, bo 11-ty, ale igrzyska to było takie spełnienie dziecięcych marzeń. Poza tym udział w takiej imprezie to cel każdego sportowca.
Oczywiście medal na tej najważniejszej sportowej imprezie.
Teraz przygotowuję się do Drużynowych Mistrzostw Świata, które odbędą się w maju w Chinach. Zawodnicy będą tam klasyfikowani nie tylko drużynowo, ale też indywidualnie, więc mam nadzieję, że pozwoli mi to uzyskać minimum na sierpniowe Mistrzostwa Europy w Berlinie. Pod koniec marca będę miał start kontrolny na 20 km, a w lutym czekają mnie jeszcze halowe Mistrzostwa Polski.
Owszem, bo chciałbym robić coraz więcej rzeczy, które są naprawdę trudne. Marzy mi się bieg ultra wokół Mont Blanc. Podobają mi się też biegi w Bieszczadach.
Niedawno urodził mi się synek, mam żonę. Trudno jest łączyć swoją „pracę” sportowca z życiem rodzinnym. Często wyjeżdżam, ciągle mam treningi. Chciałbym bardziej pomagać w domu, być bardziej użyteczny, a po ciężkiej sesji ledwie stoję na nogach.
Trudne jest także ciągłe trzymanie dyscypliny, a czasem po prostu chciałbym nie wyjść na trening, poleniuchować.
Życie nie jest pełne szarości i czerni, ale kolorowe. Wystarczy rozejrzeć się wokół. Czy to nie wystarczający powód?
Żebym dał z siebie wszystko na najważniejszych imprezach.
To my - Nessi Sportswear! Od 2007 roku tworzymy wysokiej jakości, buntowniczą odzież sportową, która wprowadza kolorową moc do codziennych treningów. Inspirujemy, motywujemy i dzielimy się biegową wiedzą. Poczujcie moc koloru!
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.