Na co dzień jest nauczycielem wychowania fizycznego. Popołudniami rządzi na sali fitness, prowadząc całą gamę zajęć. W weekendy z kolei startuje w zawodach Nordic Walking, regularnie przywożąc z nich najwyższe laury. Nic dziwnego, że w listopadzie minionego roku Polska Federacja Nordic Walking uhonorowała ją Nordicusem 2017 i tytułem Osobowości Roku. Ale fitness i chodzenie z kijkami to zaledwie kropla w morzu sportów, w których Mariola Pasikowska jest zakochana. Co jeszcze ją kręci? Za co pokochała kije? Jakie ma plany na 2018 rok? Poczytajcie!
Odkąd pamiętam moje życie było mocno związane ze sportem. W szkole brałam udział we wszystkich możliwych zawodach, choć do klasy sportowej nie należałam. Mało tego, miałam naprawdę dobre wyniki i często wracałam z medalami. Jeśli kogoś brakowało do wystawienia w jakiejś dyscyplinie, choćby w pchnięciu kulą, to zawsze się zgłaszałam. Byłam też zawodniczką klubu siatkarskiego, ale najbardziej interesowały mnie sporty lekkoatletyczne.
Już w pierwszej klasie liceum wiedziałam, co chcę robić w życiu. Poszłam na AWF, zrobiłam magisterkę z wychowania fizycznego i z fizjoterapii. W czasie studiów mocno zainteresował mnie też fitness. Ukończyłam kurs instruktorski i praktycznie od razu zaczęłam pracę. Choć wtedy praca instruktora była zupełnie inna niż teraz – jeździłam praktycznie przez całe miasto, żeby pracować za grosze.
Generalnie należę do osób, które lubią nowości, przygody i bardzo chętnie próbują kolejnych sportów, bo nowe bodźce oznaczają dodatkowy przypływ endorfin. Ta przygoda zaczęła się jeszcze w czasach studenckich. Moja koleżanka wybierała się na kurs instruktorski, więc postanowiłam, że z nią pojadę. Spodobało mi się niesamowicie, zwłaszcza że niedługo potem zaszłam w ciążę, a kijki towarzyszyły mi przez całe 9 miesięcy.
Wciągnęło mnie to niesamowicie. Ja jestem typowym zwierzęciem stadnym i bardzo lubię mieć do wszystkiego towarzystwo. Od razu więc założyłam grupę Nordic Walking. Jeszcze w dzień porodu poszliśmy razem na rajd.
Potem z Facebooka dowiedziałam się o zawodach NW organizowanych w okolicy. Nie mogło mnie tam zabraknąć. Startowałam do piątego miesiąca ciąży. Dopiero mój mąż powiedział „dość”, bo stwierdził, że skoro ciągle wracam z pucharami, to znaczy, że się ścigam, a skoro się ścigam, to znaczy, że się forsuję, a tak być nie powinno (śmiech).
Kije po prostu połączyły wszystko, co kocham w życiu, a zatem kontakt z ludźmi, poznawanie nowych miejsc i rywalizację, bez której nie umiem żyć, bo daje mi cel, powera i bodziec do działania.
Rajdy też bardzo lubię. Jako pierwsza w Polsce zorganizowałam Zlot Nordic Walking. Tam też mamy konkurencje, ale raczej śmieszne, nastawione na integrację, np. rzut kijem do NW.
Uwielbiam atmosferę, jaka towarzyszy chodzeniu z kijami. Miałam też swoją przygodę z bieganiem, ukończyłam 3 maratony i chciałam zdobyć Koronę Maratonów, ale spóźniłam się z zapisami do Dębna i nieco się na tę dyscyplinę obraziłam (śmiech). Ale czuję niedosyt, więc zapewne wrócę do tego tematu.
Cóż, mój terminarz pęka w szwach. W tym roku chcę wziąć udział w Pucharze Polski, ale już na innym dystansie niż półmaraton. Szykuję się też do startu w Pucharze Europy (będzie to 5 startów: w Polsce, Austrii, Niemczech, Słowenii i na Białorusi), Mistrzostwach Polski i Mistrzostwach Europy oraz w 3 maratonach. W zeszłym roku ukończyłam dwa: MP w maratonie NW, na którym zajęłam I miejsce w kategorii open kobiet oraz Maraton Edwarda Dudka, gdzie miałam 3 miejsce w open kobiet i I miejsce w swojej kategorii wiekowej. W tym roku do tych startów chciałabym dodać ME w maratonie NW, który odbędzie się na Białorusi. Oczywiście to plan podstawowy i jak znam życie, to po drodze pewnie dojdzie całe mnóstwo innych imprez.
Muszę też przyznać, że zakochałam się w zawodach z przeszkodami, takich jak Hunt Run. Zawsze wyjeżdżamy na nie całą ekipą Positive Energy i świetnie się bawimy. Staram się tam jeździć dla zabawy, a nie po to, żeby się ścigać, ale wystarczy, że usłyszę klaps dający sygnał do startu i już pędzę jak wariat.
Na pewno determinacja. Wychodzę z założenia, że chcieć to móc. Staram się wizualizować sobie cel i dążyć do jego realizacji. Może nie jest dobrze być takim pewnym siebie, ale przecież nie zawsze jestem pierwsza. Co dla mnie niezwykle piękne, kobiety, które niejednokrotnie dają mi popalić są ode mnie starsze o 20 lat, a czasem i więcej.
Jestem nauczycielem wychowania fizycznego, oprócz tego prowadzę zajęcia fitness, co zajmuje jakieś ¾ mojego życia. Mi zawsze jest trochę głupio o tym mówić, ale ja prawie w ogóle nie chodzę, ja tylko startuję. Ale codziennie ćwiczę: tabatę, trampoliny, kettle. Bardzo dużo mieszam. W ten sposób wzmacniam odpowiednie partie mięśni. Nie da się bowiem wygrywać zawodów, trenując wyłącznie technikę chodzenia, bo w NW musisz mieć silny brzuch, nogi i ręce.
Integracja ludzi związanych z kijkami jest niesamowita. My poza zawodami bardzo się lubimy i przyjaźnimy. Podczas wszystkich zawodów międzynarodowych polska ekipa jest bardzo widoczna, a zawodnicy bardzo się wspierają.
Poza tym, kijki naprawdę są dla wszystkich. Moja córka miała dwa lata, kiedy wystartowała pierwszy raz w zawodach dla dzieci podczas Mistrzostw Świata. Na starcie nie brakuje też osób, które mają 80 lat i więcej. Ja mam koleżankę, Aleksandrę Raczyńską, która ma 79 lat, a cały czas jeździ ze mną na Puchar Polski i Puchar Europy. Ostatnio doznałam prawdziwego szoku, kiedy po Maratonie Edwarda Dudka była potańcówka i Ola, po pokonaniu takiej trasy, zjawiła się na tej potańcówce w sukience i butach na obcasie. Mało tego, balowała do samego rana. Kiedy patrzę na taką osobę, to sobie myślę, że jeszcze tyle przede mną.
Dzięki kijkom zawarłam tyle przyjaźni, poznałam wielu wspaniałych ludzi. Jedną z takich osób jest np. Wolfgang Scholz, Mistrz Europy i Zdobywca Pucharu Europy. Ostatnio był u mnie z całą rodziną, a w czasie wakacji my jedziemy do niego.
Do tego dochodzi całe mnóstwo korzyści, jakie dają kijki. Podczas marszu, rzecz jasna prawidłowego marszu, pracuje 95% mięśni! Odciążone są stawy kolanowe, biodrowe i skokowe.
Poza tym ciągle się coś zmienia. Ostatnio np. brałam udział w biathlonowych zawodach NW i zawodach NW z przeszkodami. Nie ma zatem mowy o nudzie!
Nie mam. Nawet jak wyjeżdżamy na wakacje, to wybieramy miejsce, gdzie coś się dzieje. Najlepiej jakby były to jakieś fajne zawody (śmiech). Wtedy mam też czas na jakieś dłuższe wybieganie.
Wszystko u mnie związane jest ze sportem. Praca w szkole, fitness, zawody. Jeśli w jakiś weekend nie startuję, to jeżdżę na szkolenia, kursy, dzięki którym nauczę się czegoś nowego i będę mogła udoskonalić swoje zajęcia.
Ale dość sportu nie mam, bo on mnie dodatkowo nakręca. Im więcej trenuję, tym więcej mam endorfin i tym bardziej mi się chce.
Uwielbiam też tańczyć. Dla mnie każdy weekend mógłby być karnawałem. W niedzielę idę morsować. Dobrze, że mój mąż jest taki pomocny i wyrozumiały. Zresztą, on też interesuje się sportem. Lubi biegać i trenuje kalistenikę. Jestem mu za jego wsparcie ogromnie wdzięczna.
Motywuję ich sobą i swoją postawą. Ja mam tak, że jak tylko przekroczę próg klubu fitness, to już mam banana na twarzy. Bo wiem, że przyszłam robić to, co kocham: naprawiać ludzi, pomagać im realizować ich cele. Podczas zajęć staram się tworzyć pozytywną atmosferę, bo chcę, żeby to było miejsce, do którego ludzie chcą przychodzić – bo mogą się zrelaksować, pogadać z przyjaciółmi, dobrze bawić. Staram się też organizować różnego rodzaju imprezy integracyjne: na rozpoczęcie i zakończenie sezonu, na święta.
Chyba mam w sobie coś takiego, że potrafię przekonać ludzi do każdej dyscypliny. Oczywiście pod warunkiem, że najpierw sama jej spróbowałam i naprawdę ją pokochałam. Chyba właśnie dlatego testuję tyle dyscyplin. Przykładem choćby bieganie po schodach.
Mam to szczęście, że jestem nauczycielem i wychowawcą w klasie sportowej, a do takich chodzą zazwyczaj dzieci, które lubią sport i są aktywne. Nie ma sytuacji, że ktoś nie przynosi stroju czy wymyśla powody, które zwolniłyby go z zajęć. Muszę jednak przyznać, że mamy naprawdę fajną kadrę, której się chce i która ciągle stara się wprowadzać coś nowego. Mamy więc taniec, zumbę, kije, frisbee. Dzieciaki na pewno więc się nie nudzą.
W innych klasach bywa jednak różnie. Wszystko zależy od rodziców, od tego, czy dają dzieciom przykład. Wiadomo, nie każdy rodzic jest fanem sportu, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zachęcać do niego dzieci i pokazywać różne możliwości. Zwłaszcza że chodzi o ich zdrowie, bo przecież wiadomo, z czego biorą się wady postawy, bóle kręgosłupa.
Ja kocham Nessi w całości. Mam całą szafę odzieży Nessi. Wiadomo, oczy sowy wymiatają. Kiedy startuję w nich podczas zawodów, to wszyscy, którzy za mną idą, a takich ludzi jest całkiem sporo, wpatrują się w mój tyłek (śmiech). Kocham też topy, bo dzięki nim muszę zawsze dbać o wygląd swojego brzucha.
Poza tym Nessi mnie wyróżnia, a ja nie lubię być taka jak inni.
Sukcesów. I zdrowia.
To my - Nessi Sportswear! Od 2007 roku tworzymy wysokiej jakości, buntowniczą odzież sportową, która wprowadza kolorową moc do codziennych treningów. Inspirujemy, motywujemy i dzielimy się biegową wiedzą. Poczujcie moc koloru!
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.