Jest najlepszym dowodem na to, że wszystko zaczyna się po 30-tce i że życie każdego z nas może być kolorowe, ciekawe, pełne pasji: wystarczy dodać do niego aktywność i swoje marzenia. Zapraszamy na wywiad z Anną Łuszczyc.
Moja przygoda z bieganiem zaczęła się dosyć późno, bo gdy skończyłam 30 lat. Mówi się, że życie zaczyna się po 30-tce, więc postanowiłam wyjść temu stwierdzeniu naprzeciw i sprawić, by w moim życiu coś się zadziało. Skoczyłam ze spadochronem, zaczęłam chodzić na strzelnicę, biegać i więcej podróżować. Dzieci miałam już trochę odchowane, więc mogłam sobie na to pozwolić.
Samo bieganie wciągało mnie po trochu. Na początku biegałam po osiedlu z mężem, jako że czas miałam przede wszystkim wieczorami, a sama biegać nie chciałam. Potem odległości się zwiększały, był półmaraton, maraton, a teraz próbuję swoich sił w ultra.
Nie chcieliśmy z mężem wieczorów spędzać tylko w domu, a za jedyną rozrywkę mieć telewizor. Bieganie było świetnym sposobem na spędzanie czasu razem i na danie dobrego przykładu naszym dzieciom – zaszczepienie w nich miłości do aktywności. Dzięki temu teraz nie ma już prawie weekendów, kiedy siedzimy wszyscy w domu i nie mamy co ze sobą zrobić. Zawsze jest jakiś bieg, jakaś wycieczka, jakiś pomysł.
Na ultra po raz pierwszy zapisałam się w ubiegłym roku. Chciałam zrobić Łemkowynę i poprawić swoją życiówkę na maratonie, łamiąc czas 4 godzin. Trasa mojego pierwszego ultra liczyła 70 km, ale biegłam w lasach i górach, na dodatek ze znajomymi, więc wcale nie było tak źle.
Biegi ultra mocno różnią się od asfaltowych klasyków. Na asfalcie wszystko jest takie szybkie. Biegi ultra są… życiowe. Nikt się nigdzie nie spieszy, można porozmawiać, powymieniać się doświadczeniami. Zaprawieni ultrasi radzą ci, jak się przygotować, jak regenerować. W tym roku byłam już na trzech ultramaratonach: w maju pobiegłam w Ultramaratonie Podkarpackim 50 km, w czerwcu wzięłam udział w Ultra przesileniu, potem zapisałam się na Magurski (58 km). Ten drugi bieg był takim biegiem z przygodami. To znaczy teraz opowiadam to jako anegdotę i się z tego śmieję, ale wtedy pewnie do śmiechu mi nie było. Kilometr przed metą zwymiotowałam, ale jak tylko wpadłam na finisz, było piwo, radocha, duma z siebie. Ale tak to jest w bieganiu: najpierw umierasz, a chwilę potem zastanawiasz się, kiedy znów pobiegniesz.
Ogarniamy (śmiech). Moje dzieci są bardzo samodzielne. Zresztą, wychodzę z założenia, że jeśli dzieci chcą coś zrobić same, np. przygotować sobie coś do jedzenia, to ja nie będę ich od tego odwodziła. Jak idę na godzinę na trening, wiem, że przez ten czas poradzą sobie beze mnie. Jak wyjeżdżam na weekend na bieg, to one zostają z resztą rodziny i też nic się nie dzieje. Albo po prostu jedziemy wszyscy i dzieci startują w swoich kategoriach.
Mój mąż też biega i bardzo wspiera mnie w tym, co robię. Na ostatnie ultra przyjechał razem z dzieciakami i czekali na mnie aż w dwóch punktach. To było niesamowite!
Zdarzało. Myślałam, że będzie gorzej, ale po pierwszym półmaratonie górskim przebiegniętym po nocnej zmianie stwierdziłam, że bez snu też można całkiem nieźle śmigać (śmiech). Czasami jest tak, że w piątek mam bieg i potem idę na nockę, w sobotę robię kolejny bieg i znowu idę na nockę. W czerwcu jak co roku był u nas w Rzeszowie Europejski Stadion Kultury: fajne koncerty, na które mieliśmy iść tylko na chwilę, bo w nocy o 3:30 startowałam w Ultra Przesileniu na 50 km... Ale na występach było tak fajnie, że w końcu nie spałam, a po powrocie z koncertu zdążyłam się tylko spakować i ruszyć na start. Pobiegłam te 50 km bez spania i wiem, że się da. Jak się biega, to jest power i endorfiny i można wszystko.
Pierwszą rzeczą, którą kupiłam, była chyba opaska. Później szukałam legginsów, trafiłam na stronę, potem na grupę, która okazała się jak rodzina i... wpadłam jak większość. Kiedy kupowałam pierwsze legginsy, u nikogo nie widziałam podobnych. Teraz widać je wszędzie. Zresztą u mnie w rodzinie Nessi mam ja, mój mąż, moja siostra, znajome. Z takim uzależnieniem nie ma co walczyć.
Od początku jestem fanką mozaiki. To był mój pierwszy wzór i mam do niego sentyment. Zresztą, mozaika to wzór, który ciągle się rozwija, w każdej kolekcji pojawia się w nowej odsłonie. I we wszystkich mi się podoba!
Podróżowanie to moja druga pasja. Na całe szczęście i to hobby dzielę z moim mężem. Nie inwestujemy w rzeczy materialne, jak sprzęty, remonty, wolimy jeździć, oglądać świat. Na wakacje latamy 3 razy w roku, a poza tym sporo podróżujemy też po Polsce. Byliśmy już m.in. w Brazylii, Kenii, Hiszpanii, Tunezji, Grecji, Meksyku, Maroku, a także na Kubie, Malediwach i wszystkich Wyspach kanaryjskich. W listopadzie lecimy do Australii. I oczywiście mamy tam już zaklepany bieg.
Mąż śmieje się ze mnie, że jestem lokalną celebrytką biegową. Faktycznie, sporo osób mnie rozpoznaje i zagaduje na kolejnych biegach. Pamiętam taką sytuację: na Janosiku jeden pan biegł za mną, a dokładnie za oczami sowy. Potem spotkaliśmy się na ultra: powiedział, że dzięki oczom na Janosiku biegł znacznie szybciej niżby chciał (śmiech).
To my - Nessi Sportswear! Od 2007 roku tworzymy wysokiej jakości, buntowniczą odzież sportową, która wprowadza kolorową moc do codziennych treningów. Inspirujemy, motywujemy i dzielimy się biegową wiedzą. Poczujcie moc koloru!
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się w jaki sposób joga wpływa na poprawę jakości zdrowia i samopoczucia. Poznaj korzyści płynące z regularnego praktykowania starożytnych technik medytacji.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę wybierając się na trening po zmroku, aby bezpiecznie wykonać jednostkę treningową.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.