„Koszulki Nessi mają diabelską moc! Naprawdę! Dowód? Zostałam pierwszą Polką, która ukończyła Diablaka, czyli Beskid Extreme Triathlon w Żywcu” – ten wpis znają już chyba wszyscy. Sabina Bartecka, nasza Nessi koleżanka, osiągnęła najwyższy poziom swojego szczęścia, a nam zapewniła niemałe emocje.
JAK PODAJĄ ORGANIZATORZY – „DIABLAK FEST TO NAJTRUDNIEJSZY TRIATHLONOWY WEEKEND W POLSCE (13-16.06.2019R.). DYSTANS IRONMAN NA JEDNYCH Z NAJWIĘKSZYCH PRZEWYŻSZENIACH W EUROPIE, KOŃCZY SIĘ DIABELSKIM PODEJŚCIEM NA SZCZYT BABIEJ GÓRY. ZACZYNAMY OD PŁYWANIA NA DYSTANSIE 3,8KM W JEZIORZE ŻYWIECKIM. STREFA ZMIAN JEST ZLOKALIZOWANA NA CUDOWNYM RYNKU GŁÓWNYM W ŻYWCU, TAM TEŻ KOŃCZY SIĘ JAZDĘ ROWEREM NA DYSTANSIE 180KM. ROWER SKŁADA SIĘ Z DWÓCH PĘTLI 90KM Z PODJAZDEM NA KUBALONKĘ I SALMOPOL, O ŁĄCZNEJ WYSOKOŚCI WZNIESIEŃ 3200M. NA TRASĘ BIEGOWĄ RUSZAMY Z WYSOKOŚCI 345M N.P.M. TEN ETAP TRIATHLONU TO 44KM BIEG GÓRSKI NA SZCZYT BABIEJ GÓRY, ZWANY DIABLAKIEM NA WYSOKOŚĆ 1725M N.P.M.”
Sabina należy do kobiet, które się nie poddają. Osób, które wiedzą czego chcą i dodatkowo pragną dzielić się swoją energią z innymi. Dawać przykład, że dojrzałe kobiety mogą jeszcze więcej! Aby to udowodnić za cel wybrała sobie zawody, których nie ukończyła jeszcze żadna Polka. Dzisiaj możemy już głośno oznajmić – Mamy to!
W triathlonie zakochała się z wzajemnością 4 lata temu. Prawie 40-letnia Sabina wsiadła na kolarzówkę, zaczęła ścigać się w wodzie i rywalizować o czołowe miejsca. Gdy po raz pierwszy stanęła na podium, to co do tej pory było niewiarygodne, stało się prawdziwe. Przepadła.
Mama dwójki nastolatek, szczęśliwa żona i zawodniczka TRI. Jej życie kręci się dookoła sportu i jak sama twierdzi – “Wszystko jeszcze przede mną. Z każdym rokiem poprawiam swoje czasy i coraz wyżej stawiam sobie poprzeczkę. To najfajniejsza, sportowa przygoda w moim życiu. Uwielbiam nieprzewidywalność i emocje, jakie daje ta dyscyplina sportu. Trzy różne konkurencje: każda inna, każda równie cudowna – sama już nie wiem, czy bardziej lubię biegać, pływać czy jeździć na rowerze. Kocham wszystkie te dyscypliny! I dzięki triathlonowi mogę je wszystkie trenować. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez triathlonu, nie wyobrażam sobie również startów bez ciuchów Nessi. Jestem Waszą gorącą fanką. Uwielbiam wasze kolorowe wzornictwo i bardzo wysoką jakość ubrań!”
SABINA: Góry, góry i góry. Mega przewyższenia na rowerze i biegu. Chciałam być pierwszą Polką, która pokona Diablaka. Do tej pory żadna kobieta nie ukończyła tych zawodów, w ubiegłym roku udało się to tylko Francuzce. Ja w znacznie gorszych warunkach (upał 34 stopnie w cieniu) uzyskałam czas lepszy o ponad godzinę. Mam też na swoim koncie rekord trasy, mimo strasznego upału. Kręcą mnie takie wyzwania. Poza tym była to też okazja, gdyż mogłam wystartować za darmo jako zwyciężczyni cyklu Silesiaman Triathlon w 2017 i 2018 roku.
SYLWIA: Do Diablaka przygotowywałam się od listopada. To był najważniejszy mój start i wszystkie treningi były podporządkowywane właśnie tym zawodom.
SYLWIA: Pasja, determinacja i ciężka praca. Są kobiety lepsze ode mnie, które szybciej pływają, lepiej jeżdżą na rowerze i biegają jak petardy, ale ja potrafię walczyć do samego końca i nigdy się nie poddaję
SABINA: Nie wiem, co jest najtrudniejsze: wszystko i nic. Tak po kolei: na pływaniu - pralka w wodzie, możesz dostać z łokcia w twarz, zostać podtopioną itp. woda to walka. Na rowerze: maksymalna koncentracja, skupienie i gaz. Na bieganiu: zawsze najtrudniejsze są pierwsze metry po zejściu z roweru, nogi są kołowate i nie można biec jak zwykle. W przypadku Diablaka, oczywiście, wyzwaniem były przewyższenia (łącznie 6200). Dla mnie najgorszy był pierwszy etap biegu od Żywca do Korbielowa - 23 km w pełnym słońcu, o godz. 13.00, po 9 godzinach wysiłku. W górach odzyskałam siły i na metę na babiej Górze (1725 m n.p.m) wkroczyłam z łatwością. Mogłabym przebiec spokojnie jeszcze kilkanaście albo kilkadziesiąt kilometrów. Wiedziałam, że jak wejdę w góry, to odżyje i tak było. Jestem systematyczna, pracowita i uwielbiam trenować.
SABINA: Boskie. Po prostu.
(...) Co czuję? Przede wszystkim ulgę, ale też wielkie szczęście i ogromne ciepełko na sercu. YES, yes, yes…. Udało się!
Ostatnie dni przed zawodami były dla mnie bardzo trudne, a mój poziom stresu sięgnął zenitu. Wszystko szło źle i nie tak jak planowałam. Kumulacja nastąpiła w poniedziałek, kiedy kompletnie straciłam zapał i bardzo, ale to bardzo żałowałam, że zapisałam się na zawody. We wtorek troszkę się pozbierałam, a pomógł mi w tym trening open water – wtedy przypomniałam sobie, że kocham wodę i kocham pływać.
Byłam do tych zawodów przygotowana, a jedyne, co mogło mi przeszkodzić w spełnianiu mojego marzenia, była pogoda. Idealna temperatura? Ok. 20 stopni, ale wiecie już, że tam gdzie jadę, są rekordowe upały (patrz IM Hamburg w 2018 roku), więc trafiłam na pogodę najgorszą z możliwych 34 stopnie w cieniu, zero wiatru i pełne słońce od rana do wieczora. Właśnie ta pogoda najbardziej mnie przerażała: nie bałam się górek, podjazdów, ani pływania, tylko biegu w słońcu. Organizatorzy Diablaka zapowiadali dodatkową atrakcję podczas tegorocznej edycji zawodów. W tym roku był to grill dla Wszystkich, a kiełbaskami byli sami zawodnicy.
Diablak jest określany mianem najtrudniejszego triathlonu rozgrywanego na terenie Polski . Śmiało można powiedzieć, że jest też jednym z najtrudniejszych na świecie. W tym roku z „hardcorowym” zadaniem poskromienia Diablaka zmierzyło się 41 kandydatów (45 było zapisanych), w tym 6 kobiet. Pobudka dobrze przed godziną trzecią, lekki posiłek, i zbiórka o godz. 3.45 przy zaporze w Tresnej. Tam czekała mnie prawie 4-kilometrowa podróż wpław Jeziorem Żywieckim. Pływanie jeszcze przed wschodem słońca miało niesamowitą magię i spokój. Patrzyłam więc na bąbelki tworzone przez moje ręce przecinające wodę, pomarańczowe czepki zawodników przede mną i płynęłam w stronę mgły. Meta utonęła bowiem niemal zupełnie w szarości, dzięki czemu pływanie stało się jeszcze bardziej epickie, a promienie wschodzącego słońca czyniły ten widok baśniowym i magicznym.
Po godzinie i 15 minutach dotarłam do plaży przy ośrodku żeglarskim politechniki krakowskiej, aby przebrać się i ruszyć na rower. Pętla rowerowa na Diablaku to słynna pętla beskidzka przez Przełęcz Salomopolską, legendarny podjazd na "Zameczek" i wyczerpującą drogą w Koniakowie. Pierwsza pętla w gazie – nawet nie wiem, kiedy minęła. Ta druga jednak dała się we znaki. Było gorąco i duszno. Boże, jaką ulgę dawało polewanie wodą! I ten smak paluszków przed Ochodzitą….
3200 m przewyższenia i 180 kilometrów udało mi się pokonać w 7 godzin 16 minut, co dało średnią prędkość 24,4 km/h.
Rynek w Żywcu to bardzo długa strefa zmian (chyba pobiłam swój rekord), przebranie się, kilkuminutowa kąpiel w fontannie, posiłek w postaci makaronu i rosołu, który po kilkugodzinnej mordędze smakował idealnie i bieg na dystansie 44 km z podejściem na szczyt Babiej Góry.
Pierwszy 22-kilometrowy odcinek do Korbielowa okazał się dla mnie najgorszy w całych zawodach. Bieg po asfalcie w samo południe, kiedy słońce piekło niemiłosiernie, był dla mnie wielkim sprawdzianem. Trudno było biec, kiedy głowa i ciało mówiły: idź, odpocznij, nie męcz się. Mój towarzysz biegowy (support na biegu jest obowiązkowy) Grzegorz Pysz robił, co mógł, aby zmusić mnie chociaż do truchtu, ale nie miałam na to sił. W rezultacie trochę biegłam, trochę maszerowałam i w końcu po 2 godzinach i 47 minutach dotarliśmy do zajazdu Smrek, gdzie czekała druga zmiana – i moje kochane HR-maxowe koleżanki: Ewa Kałus i Marta Basek. Kilka pierożków i w drogę. W górach odzyskałam swoją siłę i determinację. Po raz kolejny góry mnie uratowały i poniosły w stronę zwycięstwa.
12 kilometrów przed metą dogoniłam swoją przeciwniczkę, i domyślacie się już pewnie, z jakim impetem ruszyłam na Babią spełniać swoje marzenie. Czułam się jak czołg i każdego, kto chciałby mi przeszkodzić, zmiotłabym z trasy! I to dosłownie! Bardzo chciałam zostać PIERWSZĄ POLKĄ, która poskromi DIABLAKA. I dokonałam tego! Po 16 godzinach i 15 minutach dotarłam do celu!
Limit ukończenia zawodów wynosi 18 godzin. W takim czasie dotarły do mety jedynie 23 osoby. Ja byłam dwunastą osobą i pierwszą kobietą. Do TOP 10 zabrakło niewiele, i gdybym tylko o tym wiedziała, to… Siły jeszcze były (...).
Jestem POGROMCZYNIĄ DIABLAKA. Pierwszą Polką, która ukończyła zawody. Rekordzistką trasy! Różową Królową! Siła jest kobietą, i to w barwach różowych…
To my - Nessi Sportswear! Od 2007 roku tworzymy wysokiej jakości, buntowniczą odzież sportową, która wprowadza kolorową moc do codziennych treningów. Inspirujemy, motywujemy i dzielimy się biegową wiedzą. Poczujcie moc koloru!
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.