Ludzie

Robocop biegów ultra o starcie w Sri Chinmoy 10 Day Race

Mówią o nim superbiegacz, superman, robocop biegów ultra. W kwietniu wystartował w prestiżowym Sri Chinmoy 10 Day Race, czyli biegu 10-dobowym, który dla większości biegaczy jest startem z gatunku science-fiction. Jak przetrwał ten morderczy bieg i co jeszcze ma w planach? Rozmawiamy z Pawłem Żukiem, czyli Asfaltowym Chłopakiem.

Redaktor Redaktor
  07.06.2018
3 minuty
07.06.2018---2.1.jpg

Jako pierwszy Polak w historii pokonałeś ponad 1 000 km w 10 dni. Na nowojorskim biegu 10-dobowym zająłeś 5. miejsce open, 4. w swojej kategorii. Jakby tego było mało, udało Ci się pobić 3 rekordy Polski. Jak się dokonuje takich niemożliwych rzeczy?

Powiem szczerze, że przygotowywałem się do tego startu naprawdę długo. Bardziej psychicznie niż fizycznie, bo ciało można wytrenować, a z głową jest naprawdę różnie. Kiedy przychodzi potworne zmęczenie, ból, kontuzja, w głowie pojawiają się straszne myśli. To one sprawiają, że ludzie się łamią, rezygnują, poddają. Oczywiście razem z zespołem staraliśmy się przygotować pod każdym względem: przez dwa lata analizowaliśmy pogodę, wszystkie czynniki, które mogą mieć wpływ na bieg, próbowaliśmy przewidzieć to, co może się wydarzyć. Miałem więc wytyczne.

Moja ekipa była naprawdę rewelacyjna i bardzo mi pomogła. Gdy podczas biegu sygnalizowałem, że coś się dzieje, od razu szukali rozwiązania. Co ważne, byłem ze swoją narzeczoną, Natalią, a ona doskonale wie, kiedy tylko blefuję, że nie mogę już biec, a kiedy naprawdę trzeba przerwać, bo coś się dzieje. Granica pomiędzy tymi sytuacjami jest naprawdę delikatna i bardzo łatwo przeszarżować. W końcu już na dystansach maratońskich z zawodnikami dzieją się różne rzeczy, a przy biegu dziesięciodniowym skala jest zupełnie inna.

Co po takiej trasie mówi organizm, a co głowa?

Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy, kiedy udało mi się przezwyciężyć 3 doby, bo pogoda była fatalna: temperatura w namiocie wynosiła 0 stopni, padało, wiało. Trzy kolejne dni pobiegłem znacznie lepiej i sporo nadrobiłem, choć przecież organizm był już mocno zmęczony. Kiedy udało mi się ustanowić pierwszy rekord Polski (w biegu 6-dobowym rekord poprawiłem o 26 km), trochę się uspokoiłem. Chciałem więcej, ale trzeba było biec tyle, na ile pozwalała pogoda. Od 8 doby zaczęła mi dokuczać kontuzja piszczela, która stopniowo się pogłębiała. Ostatnią dobę w zasadzie już tylko kuśtykałem, ale mówiłem sobie: jeszcze trochę, może wykręcę jeszcze jakiś maraton. Mięśniowo po 3-4 dniach po biegu wszystko wróciło do normy, dzięki czemu udało nam się nawet zwiedzić Manhattan. Kości też mam całe, ale tkanka miękka uległa uszkodzeniu i wymaga naprawy.

Opowiedz o samym biegu. Jak wygląda te dziesięć dni? Jaka jest trasa? Jak to wszystko jest zorganizowane?

Sri Chinmoy 10 Day Race to jeden z najstarszych biegów na świecie, w tym roku miał swoją 23. edycję. W Polsce największą popularnością cieszą się dystanse 5 km, 10 km, półmaraton i maraton. Na świecie często biega się po pętlach. Przyjeżdżają całe rodziny, rozbijają namiot, robią sobie grilla. Kiedy mama lub tata startują, reszta rodziny biwakuje. To taki model spędzania wolnego czasu: razem i aktywnie. Dla mnie świetna sprawa. Razem z Natalią staramy się żyć podobnie. Jeździmy, zwiedzamy świat, a przy okazji zawsze startujemy w jakichś zawodach.

Na bieg Sri Chimnoy budowane jest wielkie miasteczko biegowe. Organizatorzy zapewniają wszystko: nocleg, posiłki, opiekę lekarza i masażysty. Właśnie dlatego biegnie się po pętli: aby organizatorzy mogli nad wszystkim sprawować opiekę. Była np. taka sytuacja, że na pętli mieliśmy skręcić w prawo, a jeden Brazylijczyk pobiegł prosto. Zupełnie go odłączyło. W takich sytuacjach organizatorzy mogą od razu zareagować, pomóc.

Organizacja była naprawdę świetna. Nikt nie był tutaj anonimowy, przed biegiem każdy został przedstawiony z imienia i nazwiska, po biegu każdy osobiście otrzymał gratulacje. Zresztą, na takich biegach inni zawodnicy nie są Twoimi rywalami, bo tak naprawdę walczysz sam ze sobą.

Jak wyglądają zapisy na bieg 10-dobowy?

To naprawdę długa droga. Trzeba zacząć od startów na 5, 20 km, potem idą maratony i ultramaratony, wreszcie biegi 24-godzinne, 6-dobowe. Nie obowiązuje tu coś takiego jak rejestracja, a pieniądze – które zresztą są niemałe, bo trzeba zapłacić 1 000 dolarów – nie wystarczą. Zawodnicy piszą do organizatorów, przedstawiają swoje starty i osiągnięcia i to organizatorzy decydują, czy biegacz będzie w stanie zmierzyć się z wyzwaniem.

Jak się do niego przygotowywałeś? Nie mówię tylko o przygotowaniu fizycznym i psychicznym, ale też całym zapleczu...

Od 2 lat od 1 stycznia robię akcję „10 maratonów w 10 dni”. W ten sposób przygotowuję bazę kilometrażową pod wiosenne starty. Kiedy przy – 20 stopniach przebiegniesz maraton dzień po dniu, wiesz, że Twój organizm jest w stanie znieść wiele. I później, podczas biegu, możesz mu naprawdę sporo wytłumaczyć. Podczas przygotowań trzeba dużo rozmawiać ze swoim organizmem, by później mieć w ręku odpowiednie argumenty i przekuć je na odpowiednią motywację.

Czytałam, że w tym nietypowym treningu wspierało Cię wielu biegaczy.

Tak, te 10 maratonów to swego rodzaju event. Jest start i meta, choć to forma takiego maratonu koleżeńskiego. O ile bowiem w Polsce liczba biegów na dystanse krótkie jest naprawdę ogromna i biegacze mają w czym wybierać, o tyle maratonów już wcale tak dużo nie jest. A przecież jest sporo osób takich jak ja, które maraton mogłyby biegać nawet codziennie (śmiech). Po tych maratonach koleżeńskich spotykamy się, pijemy piwko, rozmawiamy. Tak właśnie wyglądały przygotowania. Mnóstwo biegania, pozytywnych ludzi i dobrej energii.

Podobnie rzecz wyglądała na miejscu z tamtejszą ekipą Polska Running Team. Chłopaki siedzieli ze mną po nocach i nabijali mi głowę motywującymi argumentami, żebym nie spał i żebym nie miał czarnych myśli. Kiedy w głowie siedzą tylko ból i zmęczenie, takie wsparcie jest szalenie ważne.

Co w czasie biegu było dla Ciebie najtrudniejsze?

Na pewno pogoda, ale – jak już wspomniałem – miałem świetny serwis i wsparcie. Sukces odnieśliśmy jako team, ja tam tylko biegałem. Naprawdę bardzo doceniam to, co dla mnie zrobili, bo kiedyś startowałem bez takiego supportu i wiem, jak to wygląda.

Jak spisała się odzież Nessi?

Rewelacyjnie. Cały bieg towarzyszyły mi koszulki ultra i nie musiałem się smarować pod pachami, nic też nie działo się z sutkami. Bielizna też znakomicie się sprawiła. Do tego biało-czerwona kolekcja Patriot. Było nas tam widać.

Podobno zasady, które stosujesz jako biegacz, są zaprzeczeniem wszystkich ogólnie przyjętych w bieganiu zasad.

Wszyscy trenują zgodnie z planami, wychodzą biegać czy słońce czy deszcz, bo przecież jak trening był zaplanowany, to trzeba go zrobić. Ja trenuję bez planu, a kiedy pada, po prostu siadam na kanapie i zajadam ciastko. Nie mam diety, jem smażone i bywam w KFC. Dla równowagi Natalia jest wegetarianką, więc jemy też dużo warzyw i makaronu. Dla mnie bieganie jest czymś naturalnym, szukam w nim przyjemności, niczego nie muszę.

Przez 36 lat piłem, paliłem, ważyłem 103 kg. Wcale nie chciałem schudnąć. Nie powiem, czuje się teraz o wiele lepiej, a rezygnacja z palenie była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.

Biegasz niedługo, bo 6 lat. Dlaczego zacząłeś?

Kiedyś trafiłem na jakiś bieg w mieście. Widziałem jak kolejni zawodnicy wpadają na metę. Są zdewastowani, wymiotują, ale cieszą się. Pomyślałem, że spróbuję. Na pierwszych zawodach mijali mnie wszyscy: dzieci, panie po 70-tce, ale ukończyłem bieg i postanowiłem, że nie może tak być. No i się zaczęło.

Na swoim koncie masz już 125 maratonów i 25 biegów ultra. Rocznie biegasz ponad 6 tysięcy km. Skąd w ogóle wzięła się u Ciebie miłość do ultra?

Po 10 km wszyscy mówili mi o maratonie, królewskim dystansie. Ale potem trafiłem na znajomych, którzy opowiedzieli mi o ultra i biegach 24-godzinnych. Spodobało mi się. Zacząłem trenować organizm i głowę pod długie dystanse, poznałem wielu nowych znajomych, również z zagranicy. Już na początku roku mamy z Natalią ustalony grafik: co, gdzie i kiedy. W efekcie trudno nam znaleźć jakiś wolny weekend.

Kiedy dokonało się czegoś takiego – jakie można mieć jeszcze marzenia jako biegacz ultra?

Ten bieg wcale nie jest najdłuższy. Ukrainiec, który zajął 3 miejsce, powiedział mi po biegu, że dopiero się rozgrzewa. Oczywiście wszystko zależy od pieniędzy. Ja nie jestem zawodowcem, nie dostaję pieniędzy za bieganie. Jestem zwykłym Kowalskim, który pracuje, ma rodzinę. Udało mi się wywalczyć 3 rekordy Polski i za to też nie dostałem ani grosza. Wszystko udało mi się zorganizować ze swojego budżetu i dzięki wsparciu sponsorów.

Mocno trzymamy zatem kciuki za powodzenie kolejnych projektów!

Redaktor

Redaktor

Tworzymy artykuły, które pomogą Ci w osiąganiu kolejnych sportowych celów.

Może Ci się spodobać:

Jak wygląda trening HIIT? Oto przykłady ćwiczeń!
Porady

Jak wygląda trening HIIT? Oto przykłady ćwiczeń!

Poznaj trening HIIT! Jego zalety oraz przykłady ćwiczeń, które możesz wykonać w domu bez dodatkowego sprzętu znajdziesz w poniższym artykule.

Pobiegajmy na Islandii!
Ludzie

Pobiegajmy na Islandii!

Cześć! Nazywam się Agnieszka i kilka lat temu rzuciłam świetną posadę w banku i wyruszyłam do Islandii, by odnaleźć siebie. Nie wiedziałam, co będę robić. Myślałam, że po pół roku wrócę. To się jednak nie wydarzyło. Przeczytaj moją historię i sprawdź, czy na Islandii da się biegać bez rękawiczek.

Wings for Life 2024. Podsumowanie
News

Wings for Life 2024. Podsumowanie

Kolorowa Drużyna na Wings for Life 2024! Ramię w ramię biegliśmy dla tych, którzy nie mogą. Przeczytaj, ile dobrego zrobiliśmy w ramach tegorocznej edycji największego na świecie biegu!

Zapisz się do newslettera

Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)

Kontakt

Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty

Copyright © Nessi. All rights reserved.