Ludzie

Nasza #nessigirl najlepszą kobietą na 100 km w Piwnicznej! - wywiad z Sylwią Jabłońską i jej relacja z biegu

Rozmowa z Sylwią, która ukończyła Ultramaraton w Piwnicznej jako 11 open i pierwsza kobieta. Zapytaliśmy ją o bieg, do którego przygotowywała się przez wiele miesięcy, i który był ukoronowaniem sezonu - wisienką na biegowym torcie. Przeczytajcie naszą rozmowę, by lepiej poznać emocje, jakie towarzyszyły naszej zwyciężczyni podczas biegu! Dowiecie się też, jacy są jej faworyci w naszej nowej kolekcji, Harmony! Na końcu zamieściliśmy osobistą relację Sylwii, zapraszamy!

Marta Szałaśna Marta Szałaśna
  24.09.2021
9 minut
Sylwia-1.jpg

MARTA SZAŁAŚNA: KIEDY MIJA ZMĘCZENIE, A ZACZYNASZ CZUĆ RADOŚĆ ZE ZWYCIĘSTWA? KIEDY TO DO CIEBIE DOCIERA?

Sylwia Jabłońska: Na dobrą sprawę już w niedzielę koło południa nogi nie bolały - pomijając pęcherze pod stopami spowodowane kamykami, które dostały się do butów. Ogólnie nic mi nie dolegało. Na pewno jest to efektem treningu - nie tylko biegowego, ale też ćwiczeń ogólnorozwojowych (ćwiczę z uczniami podczas rozgrzewek, ćwiczę w domu zazwyczaj z ciężarem własnego ciała, kettlebell, kółkiem i TRX oraz na dysku sensorycznym, no i oczywiście jest też rower) Może trudno w to uwierzyć ale dla mnie ten bieg był... jak każdy inny. Po prostu biegłam przed siebie. Gdyby to było 10 km to biegłabym tak samo, bez kalkulacji, bez skupiania się na zawodniczkach, które biegłyby ze mną. Biegłabym do celu. Może nie tyle sam bieg, co świadomość, że rodzina, znajomi, kibice trzymali za mnie kciuki i mocno kibicowali sprawiła, że było to wyjątkowe przeżycie.


PODCZAS BIEGU DOŚWIADCZAMY PRZESZKÓD - TYCH PRAWDZIWYCH, I TYCH METAFORYCZNYCH. CZY „KAMYKI W BUTACH” STOPUJĄ CIĘ, CZY NAPĘDZAJĄ DO MOCNIEJSZEGO DZIAŁANIA?

Chyba pierwszy raz podczas startu miałam taką sytuację i to akurat na takim dystansie. 

Kiedyś podczas treningu (chyba łącznie wyszło 57km z błądzeniem po trasie) przebiegłam 37km ze skręconą kostką (trzeba było dotrzeć do samochodu - nie było wyjścia, zabandażowałam nogę i dawaj, przed siebie). Takie przeszkody nie pomagają, ale często pokazują nam, że możemy więcej niż nam się wydaje. Uważam, że do takiego bólu, o którym wiemy, że niedługo minie, jesteśmy w stanie się przyzwyczaić i kiedy nie skupiamy się na nim, pomaga nam to brnąć do celu.


KTÓRY MOMENT BYŁ DLA CIEBIE NAJTRUDNIEJSZY PODCZAS TEGO BIEGU?


Odcinek tuż przed ostatnim punktem, zbieg z Wierchomli. Stopy piekły, czworogłowe paliły, kolana też dostały już konkretnie... ale świadomość, że na ostatnim punkcie czekają Aneta z Grześkiem i ostatnie 11 km do mety sprawiły, że zebrałam się i udało się pokonać ostatni odcinek z 4 najlepszym wynikiem, tuż za 3 najlepszymi panami. Jak było ciężej to przypominałam sobie wiadomość od Staszka, którą mi wysłał przed biegiem: „Sylwio, poświęć się temu biegowi. Nie oszczędzaj na trasie. Pocierp, jeśli trzeba. Dasz radę. Dasz radę! Powodzenia na biegu."

CO BYŁO DLA CIEBIE TYM RAZEM WYJĄTKOWE?

Ludzie! Wyjątkowe na pewno było spotkanie tylu fantastycznych ludzi, bo nie ważne gdzie, ale ważne z kim. To nie miejsca, a ludzie tworzą klimat. Super było spotkać Nessi Rodzinkę, kibicować Zibiemu, spotkać Beatkę, poznać Iwonkę i Anię, spotkać się z Wojtkiem, Żanetą, Norbertem i Gosią. Poznać Kaję i Katię, no i oczywiście mieć obstawę Anety i Grześka.

CZY MYŚLISZ JUŻ O PLANACH NA CZAS, KIEDY BĘDZIESZ PO ROZTRENOWANIU?

Próbuję sobie stworzyć jakieś cele na nowy sezon, ale powoli. Póki co na pewno kolejna edycja Grand Prix Krakowa w biegach górskich oraz UTM 35 km. Chciałabym na wiosnę przygotować się i pobiec Cracovia Maraton, na pewno będę szukać startów w górach, tam gdzie czuję wolność i spokój.

ZDRADŹ KONIECZNIE, CO NAJBARDZIEJ URZEKŁO CIĘ NA STOISKU NESSI W PIWNICZNEJ!

Niestety, nie było zbyt wiele czasu na przymiarki, ale spodobała mi się piękna Mozaika, która w każdej kolekcji wzbudza moje zainteresowanie i zachwyt. Dresy mają mega materiał, piękna jest zieleń Shiny. Gładkie kolory namieszają niejednej z nas w głowach!


PONIŻEJ MOŻECIE PRZECZYTAĆ CAŁĄ RELACJĘ AUTORSTWA SAMEJ SYLWII, KTÓRĄ OPUBLIKOWAŁA PO BIEGU.

„Festiwal Biegowy w Piwnicznej-Zdrój przeszedł do historii. Dla jednych był to czas zwycięstw, spełnienia marzeń, momentem triumfu, dla innych walką ze swoimi słabościami, walką o każdą sekundę, o każdy kilometr trasy zbliżający go do szczęśliwego dotarcia do mety. Wielu poległo ale to nie oznacza, że są przegranymi - podjęli walkę, a to już jest duży sukces. Bo kto nie spróbuje, ten się nie dowie na ile go stać, co musi ewentualnie poprawić aby w kolejnym starciu było łatwiej. Na efekt końcowy nie zawsze mamy wpływ, po drodze przytrafiają się różne sytuacje, które są na tyle poważne, że mogą wyeliminować nas z dalszej drogi do celu-mety. Na jednym biegu, jednak się nie kończy. Trzeba się podnieść silniejszym i mądrzejszym o doświadczenie.

Dla mnie tym razem los okazał się łaskawy. Nie marzyłam nawet, że może się wydarzyć coś tak niesamowitego.
Setka w Piwnicznej była wpisana jako mój cel, taka wisienka na torcie na zakończenie sezonu. Do Piwnicznej przyjechaliśmy ze znajomymi w piątek wieczorem. Oczywiście jeszcze przed odbiorem pakietów kierunek stoisko Nessi Sportswear i wyściskanie wszystkich obecnych. Ochy i achy nad nową kolekcją (jest cudna), pogaduchy z Kają, Żanetą, posłuchanie opowieści Wojtka o Islandii i sesji zdjęciowej, wreszcie marsz po pakiet. Numer 300 odhaczony, kierunek pizzeria i pizza margherita na kolację. Wypadało się w końcu zakwaterować. Plan był wróć i po przymierzać na spokojnie ciuszki razem z Anetą. Plany nieco się zmieniły bo zanim się obejrzałam już była 21.00, a budzik ustawiony na 1:30. Jak żyć. No nic przekładamy buszowanie w Nessi na sobotę, po biegu.

Ostatnie ogarnianie plecaka, sprzętu na bieg - picie, flaski, batony i żele do plecaka dla Anety i Grześka ("samozwańczy support"- najlepszy ever), żeby nie biec z pełnym obciążeniem. Te kilka godzin średnio przespane - za dużo myśli w głowie, ale na tyle a ile się dało to zmrużyłam oko. Biegło nas troje z SBG Podbieg, ja i 2 kolegów (Bartek i Arek) - wszyscy 100km.
Niedługo po tym jak dojechaliśmy na linię startu, zaczęło się odliczanie. Nie było czasu na jakiekolwiek rozkminy, tylko po kopniakach od Anety i Grześka trzeba było ruszać w trasę. Sznur światełek ciągnął się od startu przez Eliaszówkę, Wielki Rogacz i Radziejową w kierunku Schroniska na Małej Przehybie, które było też pierwszym punktem pomiaru i punktem odżywczym. Akurat ten fragment był najdłuższym bo 21km odcinkiem z kilkoma fragmentami zbiegowymi, do tego ciemno. Na szczęście pogoda rewelacja, przyjemny chłodek, zero wiatru. Po dotarciu na Przehybę szybkie tankowanie, kubek wody i w trasę do Rytra gdzie na 36 km kolejny punkt i Aneta z Grześkiem. W Rytrze po wbiegnięciu na asfalt ok 3 km w dół, po drodze minęłam 3 dziewczyny. Jak zwykle, nie szarpałam tempa, od początku biegłam na wyczucie, a że mi się dobrze biegło to nie zwalniałam tylko starałam utrzymać to jak najdłużej. Na punkt wbiegłam 6:05, Aneta i Grzesiek mówią, że jestem 2 wśród kobiet. Zaskoczyło mnie to ale nic, to 100 km, wszystko może się wydarzyć. To dopiero 1/3 dystansu. Wymieniłam flaski na pełne, pomarańcza do ręki i pobiegłam dalej w kierunku zamku. Jeszcze przed zamkiem wyprzedziłam zawodniczkę, która była przede mną i w swoim tempie ruszyłam dalej w kierunku Hali Łanowskiej, gdzie na 51km był kolejny punkt. Kiedy już tam dotarłam, to świadomość tego, że jest się za połową dystansu budowała, ale też zdawałam sobie sprawę, że będzie też coraz trudniej. Przyznam, że miałam obawy - nie miałam zawodów w okolicach 70-80 km, kilka 50-tek, kilka 30-tek, dużo 20-25-tek. Czas przebywania na trasie nie dłuższy niż 6 godzin. A tu 100 km - marzyło mi się zbliżyć do 13 godzin, ale myślę: skąd? Staszek Polak - trener - mówi: „Spokojnie to ogarniesz ale pamiętaj od 80 km będzie bolało, wtedy pobiegnie głowa, jak ciało będzie się buntować". Zaufałam jego doświadczeniu i postanowiłam nie rozkminiać tego, tylko skupić się na danej chwili. Podczas biegu około 40 km poczułam, że wpadły mi na zbiegu 2 małe kamyki do obu butów. Starałam się tak ustawiać stopy, żeby jak najmniej mi przeszkadzały, ale poczułam, że już jest za późno bo obie stopy zaczęły piec - pęcherze a obu śródstopiach. Na punkcie na 61 km (Ścieżka w Koronach Drzew), Aneta pomogła mi rozwiązać buty, wytrzepałam z nich feralne kamyki, łyk piwa bezalkoholowego, ziemniak w rękę i lecę. Aneta mówi, że kolejna zawodniczka około 1,5 km za mną (Paulina też miała support, który na nią czekał i monitorował jej postępy na trasie).

Ruszyłam z punktu, ale coś jest nie tak, dalej mnie coś gryzie w bucie. Po 200 m od punktu kolejny postój i ściąganie butów. Udało się w miarę szybko ogarnąć i praktycznie do końca na zbiegu do Krynicy. W Krynicy wspinaczka przez około 6 km na Jaworzynę, a później do Bacówki nad Wierchomlą (75 km). Tutaj łyk herbaty na przełamanie smaku, kęs kabanosa i 7 km zbiegu do Szczawnika. Czworogłowe już dostały nieźle „po garach" jeszcze dodatkowo piekota pod stopami nie pomagały w zbiegu ale tłumaczyłam sobie, że to nie koniec świata. Na świecie jest mnóstwo osób, które cierpią z różnych powodów, nie mają wpływu na to aby sobie ulżyć, tak że ten mój ból to pestka. Zacisnęłam zęby i pobiegłam. Ze Szczawnika było podejście wzdłuż wyciągu, grzało już tam niemiłosiernie - dobrze, że w plecy. Pot zalewał oczy-spory odcinek szłam z zamkniętymi oczami bo się nie dało otworzyć. Minęłam 2-3 panów i w końcu dobrnęłam do zbiegu przed ostatnim punktem na 89km. Myślałam, że na zbiegu trochę „odpocznę" ;) - o ja naiwna. Zbieganie z Wierchomli to był jakiś kosmos. Nogi nie chciały współpracować. Zamiast swobodnie lecieć, to hamowałam żeby się nie wywrócić. Uda i kolana paliły jak ogień. Chyba świadomość, że do mety już blisko, i że pod hotelem jest Aneta z Grześkiem pozwoliły mi cierpliwie znieść ten zbieg. Wymiana flasków w biegu, pomarańcze w biegu - nawet nie wchodziłam na punkt. Aneta mówi, że zmniejsza się dystans 2 zawodniczki - „Leć, my będziemy czekać na Ciebie z szampanem!". Szalona kobieta - ma więcej wiary we mnie niż ktokolwiek inny chyba. No to poleciałam. A tu po sympatycznym zbiegu podejście. Najpierw 1 później kolejne na 97 km. Myślę, gdzie tą metę przenieśli. Wreszcie słynne „płyty" i dłuuuugi, kręty zbieg do mostu w Piwnicznej. Po drodze Magdalena na trasie z aparatem i swoimi dziewczynami - dziękuję za dodanie energii na końcowe metry do mety. Ostatnie kilkaset metrów - już widzę metę, a tu mi każą biec jeszcze kółko po asfalcie. No, ale jak słyszy się krzyki i piski na mecie, to nie ma szans, że się nie wykrzesze resztek sił z siebie. Wpadam na metę z czasem 10 godz. 45 minut i 52 sekundy. Trudno mi w to uwierzyć, bo nawet mi się nie śnił taki czas.

Na mecie Ania, Beata, Małgorzata, Kaja, Wojciech, Aneta, Grzesiek... Nie wiem czy przypadkiem kogoś nie pominęłam. Jeżeli tak to przepraszam!
Polał się szampan, były uściski, piątki, gratulacje... Jak sen...
Brak mi słów, żeby wyrazić wdzięczność wszystkim i każdemu z osobna za wsparcie i te emocje, które „się dzieją" w takich momentach.
Bez „Was" nie byłoby mnie.
Dziękuję Rodzinie, bliskim, przyjaciołom, znajomym i nieznajomym, chłopakom z SBG Podbieg za życzliwość, wsparcie, kciuki i wiarę we mnie. Staszkowi za znalezienie „recepty na mnie ", Wojtkowi za zaufanie.
Dziękuję, że Was mam.
Gratulacje dla Zbyszka za Iron Runa - jesteś The Best - może kiedyś podejmę wyzwanie.
Gratulacje dla wszystkich, którzy wystartowali w Piwnicznej.”.


I MY PRZYŁĄCZAMY SIĘ DO GRATULACJI: DLA SYLWII I DLA KAŻDEGO, KTO BIEGŁ NA FESTIWALU - NIEZWYKLE MIŁO JEST POWRÓCIĆ DO TYCH BIEGOWYCH EMOCJI!



Źródło zdjęcia głównego: Facebook organizatora.

Kolorowego dnia
Marta

Marta Szałaśna

Marta Szałaśna

W Nessi odpowiada za komunikację marki. Z wykształcenia dziennikarka i filolożka. Miłośniczka podróży, górskich wycieczek i bliskości z naturą. Wieczorami ćwiczy fitness, składa klocki Lego, czyta. Mama dwójki dzieci, Tymka i Kaliny. Pańcia Tekili, suczki adoptowanej ze schroniska.

Może Ci się spodobać:

Czym jest kalistenika i jakie są najlepsze ćwiczenia kalisteniczne dla początkujących do wykonania w domu?
Porady

Czym jest kalistenika i jakie są najlepsze ćwiczenia kalisteniczne dla początkujących do wykonania w domu?

W artykule znajdziesz infomacje dotyczące tego czym jest kalistenika oraz czy jest ona odpowiednia do ćwiczenia w domu dla osób rozpoczynających przygodę ze sportem.

#Nessigirls podróżują: Gruzja oczami Ani
Ludzie

#Nessigirls podróżują: Gruzja oczami Ani

Cześć! Razem z #Nessigirl Anią zabieramy Cię w podróż po Gruzji. Wiesz, że ten kierunek to świetna opcja na krótki wyjazd, na przykład na majówkę? Malownicze tereny u podnóża Kaukazu, lokalne specjały, niezwykła gościnność i winiarskie tradycje, to właśnie Gruzja. Dowiedz się, co warto tam zwiedzić.

Joga - doskonałe uzupełnienie treningu biegowego
Porady

Joga - doskonałe uzupełnienie treningu biegowego

Joga i jogging to dwa przeciwieństwa, które łącząc swój wpływ na ciało i głowę tworzą harmonijną przestrzeń do rozwoju fizycznego, poprawiają kondycję wzajemnie się wspomagając i neutralizując prawdopodobieństwo kontuzji. Co sprawia, że joga jest doskonałym uzupełnieniem treningu biegowego? Poznaj odpowiedź naszej ekspertki, Weroniki Radzimowskiej-Mejer, nauczycielki jogi.

Zapisz się do newslettera

Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)

Kontakt

Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty

Copyright © Nessi. All rights reserved.