Na co dzień łączy życie rodzinne z pracą na sali fitness oraz prowadzeniem kameralnego studia Sąsiedzkiej Jogi. Poznajcie dziewczynę, która podjęła wyzwanie i wzięła udział w naszej sesji na Maderze!
Weronika Radzimowska-Mejer: Słowo klucz, którym kieruję się w życiu to równowaga – balans. Jestem nauczycielką jogi, instruktorką fitness, a od niedawna również szkoleniowcem. Romansuję też z bieganiem – czasem bardziej na poważnie: mój personal best w półmaratonie to 1:47, ukończyłam także maraton. Z natury jestem pełna spokoju i opanowania, jednak kiedy prowadzę zajęcia, energia, którą trzymam w sobie przez cały dzień eksploduje i czuję czystą euforię. Daję z siebie wszystko, zamieniając pracę w najszczerszą radość. To mój sposób na odnalezienie balansu!
Kiedy zobaczyłam post konkursowy wiedziałam, że jest to coś dla mnie. Raczej nie przypuszczałam, że zostanę wybrana, ale od razu do głowy przyszedł mi pomysł na nagranie zgłoszenia. Pomyślałam, że same zdjęcia i opis nie wystarczą. Chciałam pokazać siebie w ruchu, w swoim żywiole.
Ustawiłam obiektyw telefonu i wskoczyłam na matę. Nagrałam krótką sekwencję jogi, podczas której ubrania Nessi płynnie się na mnie zmieniają. W sumie nagrywałam ją jakieś 9 razy, za każdym razem wkładając inny zestaw, a następnie zmontowałam wszystkie ujęcia w jedno powtórzenie. Świetnie się przy tym bawiłam i miałam nadzieję, że będzie to widać!
Nie mogłam uwierzyć! Przed otrzymaniem oficjalnego maila, dostałam wiadomość od Wojtka: pytał czy jestem w stanie zostawić córkę na tydzień i polecieć z Nessi na sesję. Zanim odpisałam, przeczytałam to pytanie chyba ze 100 tysięcy razy, bo nie mogłam złożyć jego sensu w całość. (śmiech)
Kiedy już wszystko do mnie dotarło, ugięły się pode mną kolana. Z radości, ekscytacji i… stresu. Gdyby nie moja mama, która w styczniu przeszła na emeryturę i wyraziła pełną gotowość do pomocy przy opiece nad Dusią podczas mojej nieobecności, nigdy nie zdecydowałabym się na ten wyjazd.
To prawda! Zapytano mnie, czy potrafię pływać kraulem. W pierwszym momencie zaśmiałam się w duchu: jestem wysportowana i potrafię robić różne rzeczy, ale ostatnio pływałam w podstawówce. Odpowiedziałam szczerze, że nie. Jestem jednak ambitna, więc pomyślałam „Kiedy, jeśli nie teraz?”. Popytałam wśród znajomych triathlonistów i już następnego dnia miałam namiar na świetnego trenera pływania z okolicy, a trzy dni później byłam na pierwszych zajęciach (po powrocie z Madery nie zaprzestałam treningów i co jakiś czas wskakuję w kostium).
Odkurzyłam też skakankę, której nie używałam od czasu ciąży. Biegałam na bieżni z ustawionym obok lustrem, żeby kontrolować technikę (gdyby nie to, że mam bieżnię w domu, klubowicze na siłowni mieliby ze mnie niezły ubaw).
Niestety, COVID pokrzyżował moje plany i w drugiej połowie stycznia musiałam przystopować z treningami. Całe szczęście przeszłam go bardzo lekko i nie było mowy o spadku formy.
Cieszę się, że podczas sesji mogłam pokazać część tego, czym zajmuję się na co dzień! Kiedy zaczęłam prowadzić po kilkanaście godzin zajęć fitness tygodniowo, czułam, że oddalam się od równowagi, którą tak cenię. Brakowało mi ruchu, który będę mogła położyć na przeciwnej szali treningów wzmacniająco-kondycyjnych. Zaczęłam praktykować jogę i… zupełnie przepadłam.
Joga łączy w sobie ogromną świadomość ciała z siłą i elastycznością. Ze swojej natury jest zrównoważona; spektakularne balanse na ramionach, stania na głowie czy pięknie wyglądające na zdjęciach mostki są sumą regularnej praktyki i miliona prztyczków w nos, kiedy ego próbuje brać górę nad możliwościami. To nieustanne uczenie się o sobie, nie tylko w aspekcie fizycznym.
Dzisiaj jestem nauczycielką jogi, ale wiem jak wiele powinnam się jeszcze nauczyć. Z pokorą patrzę w przyszłość, z szacunkiem obserwuję moich nauczycieli i nieustannie czuję potrzebę rozwoju.
Czekałam na to pytanie! (śmiech) Nie! Choć teraz trudno mi to zrozumieć, ze sportem nie było mi po drodze. W podstawówce miałam problemy z piętami, co skutecznie utrudniało mi zabawę na zajęciach w-f. Później bolały mnie kolana, a po wizycie u ortopedy, usłyszałam, że są źle zbudowane i „sportowca ze mnie nie będzie”. Dostałam zastrzyk i brak ważnej wskazówki: że wzmocnienie aparatu mięśniowego może rozwiązać mój kłopot.
Za to zawsze uwielbiałam się rozciągać! W dzieciństwie należałam do zespołu estradowego Biedronki, który działał przy klubie garnizonowym w Brzegu, z którego pochodzę. To wtedy zrozumiałam, że kocham występować i potrafię poradzić sobie z tremą. Co tydzień najbardziej czekałam na rozciąganie, które praktykowaliśmy przez pierwsze pół godziny zajęć. Byłam w tym dobra! Jednak dopiero, kiedy jako dorosła kobieta podeszłam do tematu rozciągania kompleksowo, tzn. rozwijając w tym samym czasie siłę i elastyczność, zobaczyłam prawdziwą zależność między nimi i efekty.
Największym motorem do sportowego działania jest mój mąż, Jacek. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, był świeżo po kontuzji kostki, której nabawił się podczas gry w tenisa. Przez pół roku nie mógł trenować, chodził w ortezie. Gdy noga się zagoiła, a fizjoterapia zaczęła przynosić efekty, Jacek wrócił na siłownię i postanowił sprawdzić się w triathlonie. W dzieciństwie trenował piłkę nożną, później biegał, grał w tenisa, ze sportem był związany od zawsze. Strasznie denerwowało mnie, że wychodzi na treningi beze mnie i wraca zadowolony, pełen endorfin, a ja nie mam w tym udziału – to były pierwsze miesiące związku – zakochana po uszy chciałam spędzać z nim każdą sekundę!
Któregoś razu w sklepie sportowym powiedział: „Kupię Ci te buty (najpiękniejsze, jakie widziałam!), a do kompletu zestaw ciuszków”. Postawił jeden warunek: będę wychodzić z nim na bieganie trzy razy w tygodniu. Przysłowiowa marchewka podziałała. Nie odpuściłam, choć z pierwszych treningów wracaliśmy pokłóceni, a ja na głos przeklinałam sport. Okazało się, że strzał endorfin szybko zaczął mnie uzależniać. Ze ścieżek biegowych trafiłam na siłownię, gdzie wzmocniłam mięśnie, dzięki czemu nigdy więcej nie miałam problemów z kolanami. Tam też pierwszy raz zobaczyłam instruktorkę fitness i pomyślałam, że ma najlepszy zawód na świecie!
Pierwszy raz zobaczyłam Nessi podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy, to był chyba 2014 rok. Legginsy Nessi wisiały na stoisku w miasteczku biegowym i z daleka przykuwały wzrok. Do tej pory pamiętam wzór – soczyste połączenie pomarańcza, błękitu i czerni – prawdziwe skrzydła motyla! Pomyślałam, że dokładnie tego brakuje mi podczas wszystkich długich treningów na szarych polskich ulicach. Nie pamiętam, co powstrzymało mnie wtedy przed zakupem, ale pierwszy komplet, który zafundowałam sobie kilka lat później, to spódniczka biegowa i bluza treningowa Mosaic Flora. Ten wzór jest niezmiennie moim ulubieńcem i noszę go naprawdę często.
Jestem szczerze zachwycona poziomem profesjonalizmu i zaangażowania wszystkich członków grupy! Bardzo nie lubię niezdecydowania, braku konkretnych wskazówek czy planu. Tutaj każdy wiedział, co ma robić, nikt nie marnował czasu. Obserwacja zespołu podczas pracy była przyjemnością. Sama byłam ogniwem teamu, co wiązało się z pewnym stresem, jednak przede wszystkim z olbrzymią ekscytacją. W odnalezieniu się na planie bardzo pomogła mi Daria (na żywo jest jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach). Sposób w jaki pozuje i wciela się w rolę jest nie do podrobienia. Najlepiej było, kiedy kręciłyśmy ujęcia razem: widziałam, co robi i łatwiej było mi się dopasować i poczuć się pewniej.
Myślę, że najtrudniej było wytłumaczyć sobie, że teraz nie robię prawdziwego treningu, nie muszę „cisnąć na maksa”, za to powinnam pilnować mimiki. Czasem udawać, że jestem bardziej zmęczona niż w rzeczywistości, żeby pokazać emocje, które naturalnie występują podczas wysiłku i przy tym wyglądać… ładnie. Musisz mi uwierzyć na słowo: Daria była w tym mistrzynią! Bardzo pomocny był tutaj Wojtek, który dokładnie wiedział, czego potrzebuje w danym ujęciu i potrafił to jasno wytłumaczyć. Kiedy kręciliśmy ujęcia biegowe, bez przerwy przypominał „Oddychaj! Luźna twarz!”. To ogromnie ułatwiało pracę!
Wymagającym, ale najpiękniejszym dniem całej wyprawy było kręcenie materiału w lesie Fanal. Rano, 6°C, cały płaskowyż skąpany we mgle. Widoki magiczne, prosto z filmów fantasy. Nie widziałam nigdy czegoś podobnego. Idealne miejsce na jogowe ujęcia.
Wcześniej w hotelu razem Kają zrobiłyśmy krótką praktykę, która miała przygotować ciało. Do zdjęć trzeba było zdjąć kurtkę i buty: w końcu widział ktoś kiedyś jogina w trampkach?! Mimo że było bardzo zimno, a mięśnie natychmiast napinały się i traciły elastyczność, do końca życia zapamiętam dotyk miękkiego podłoża pod stopami. Cudownie było chłonąć energię tamtego miejsca.
Niesamowitym doświadczeniem była dla mnie również możliwość pływania w naturalnych basenach. Nie morsuję, a z technicznie poprawnym pływaniem dopiero zaczynam się poznawać. Zdecydowanie stresujące wyzwanie, a jednak wyzwalające całą masę endorfin!
Nessi doskonale zna potrzeby swoich klientek, a ubrania przystosowane są do wymagających treningów. Podczas wyjazdu pierwszy raz miałam możliwość przymierzenia odzieży Ultra z materiału Amet Fibra: oddychającej koszulki z krótkim rękawem Ultra czy oddychającego longsleeve’a sportowego Ultra i uważam, że to jeden z lepszych produktów, które są dostępne w ofercie.
Kolekcja Euphoria to również premiera oddychających legginsów multisportowych Ultra z tej samej dzianiny, jednak o innym splocie. Już wiem, że siłą nie dam ich z siebie ściągnąć, bo są rewelacyjne!
Trudno zdecydować się na jeden wzór! Oszalałam na punkcie co najmniej dwóch! Nowa mozaika, Mosaic Paraiso to coś, w czym od razu poczułam się wyśmienicie, ale mam jeszcze jednego, bardzo kolorowego faworyta: Banana.
Przyroda! Jej różnorodność i bogactwo. Dopiero na miejscu zdałam sobie sprawę, z jakim wytęsknieniem czekam na zieleń, której skąpią nam polska jesień i zima.
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że całkiem dobrze czułam się w roli modelki, a zdjęcia, na których jestem, naprawdę nadają się do publikacji! (śmiech)
Padałyśmy, a właściwie… ja padałam. Kaja miała jeszcze obowiązki związane z social mediami. Należą jej się ogromne brawa, ta dziewczyna to tytan pracy! Myślę, że nasza znajomość będzie się utrzymywać, bo bardzo dobrze nam się razem mieszkało i świetnie się dogadywałyśmy.
To prawda! Klasycznym zdjęciem, które z wakacji przesyłają moi teściowie, jest takie przy suto zastawionym stole lub choćby przy rybie z frytkami, jeśli są nad morzem. Zrobiła się z tego zabawna tradycja i kiedy wyjeżdżamy z mężem na wakacje, musimy uraczyć teściów podobną fotografią. Inaczej wyjazd się nie liczy.
Na co dzień nie jem mięsa, oprócz ryb – a i to zdarza mi się sporadycznie. Na Maderze wiele restauracji specjalizuje się w daniach rybnych: spróbowałam tam najpyszniejszego steka z tuńczyka. Bardzo się cieszę, że nie podają takich w Polsce, bo dużo częściej wyłamywałabym się z moich wegetariańskich przekonań!
Bardzo! Chętnie wrócę tam w roli prawdziwej turystki, bez pośpiechu i obowiązków. Biorę cały pakiet, łącznie z wylegiwaniem się na leżakach i przesiadywaniem w knajpkach, by móc chłonąć klimat wąskich uliczek tych malowniczych miast.
W Nessi odpowiada za komunikację marki. Z wykształcenia dziennikarka i filolożka. Miłośniczka podróży, górskich wycieczek i bliskości z naturą. Wieczorami ćwiczy fitness, składa klocki Lego, czyta. Mama dwójki dzieci, Tymka i Kaliny. Pańcia Tekili, suczki adoptowanej ze schroniska.
Dowiedz się jakie są główne założenia treningu CrossFit i ile korzyści może przynieść regularne jego wykonywanie.
Dowiedz się na co zwrócić szczególną uwagę podczas treningów na trudnym podłożu aby nie nabawić się kontuzji.
Dowiedz się co warto wprowadzić do treningu uzupełniającego biegacza jesienią, aby zaprocentowało to w nowym sezonie startowym.
Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)
Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty
Copyright © Nessi. All rights reserved.