Ludzie

Jest ciężko, ale ma być ciężko

Cześć! Nazywam się Dorota Horęzga, znajomi wołają na mnie Doris. Mam 33 lata i sport w moim życiu przewijał się zawsze. Nie zawsze jednak szedł w parze z formą sylwetkową. Nie lubię publikować w socialach prywaty. Jednak muszę chyba nadmienić, że jestem również mamą nastolatki, którą od lat wychowuję sama. Dlatego ciężko było pogodzić moje sportowe pasje z domem, macierzyństwem oraz pracą. Ale do brzegu.

Dorota Horęzga Dorota Horęzga
  24.11.2023
3 minuty
Projekt-bez-nazwy.jpg

Od czego się zaczęło?

Od biegania, za którym dziś nie przepadam. To znaczy inaczej: nie lubię trenować tej dyscypliny, natomiast chętnie sprawdzam się w zawodach biegowych oraz biegach przeszkodowych na różnych dystansach.

Moje motto to siła 💪

I nie chodzi tylko o siłę fizyczną. W sporcie bardzo ważna jest głowa, a ja śmiem twierdzić, że chyba najważniejsza. I właśnie podczas takich biegów mogę się sprawdzić. Bez większego przygotowania, ale ze stalową psychiką.

Biegi z przeszkodami

Podczas przygody z bieganiem poznałam OCR-y ( biegi z przeszkodami) i to na nich się skupiłam na długi czas. Wtedy chyba na drugi tor zeszło bieganie, a chęć pokonywania przeszkód skupiła moje treningi właśnie na tym. Moja, wówczas 8-latka polubiła ten sport i ładnych kilka lat startowałyśmy razem. Ja w biegach dla dorosłych, a ona w organizowanej równolegle formule Kids.

Crossfit

W drodze do perfekcji i chęci coraz lepszej formy przeszkodowej, zapisałam się na Crossfit. I wtedy sport zaczął sprawiać mi największą radość, a do tego, kiedy poddałam się w walce o sylwetkę, to właśnie ona zaczęła się poprawiać, dzięki tej dyscyplinie. Dla osoby, którą motywują sukcesy, było to ogromną dawką motywacji.

Biegi ultra zaczęły się od konkursu

W międzyczasie przebiegłam 30 km bieg górski podczas Festiwalu Chojnik/Rudawy Festiwal Biegowy. Opowiadając tę historię do dziś łezka się w oku kręci. Forma biegowa niemal zerowa. A że kocham górskie wędrówki, a u Was - na Nessi Sportswear był konkurs, w którym można było wygrać pakiet, stwierdziłam: a co tam, spróbuję. No i w czwartek wygrałam start na półmaraton z górką (29 km), a start był już w sobotę.

Chojnik Festiwal Biegowy - mój pierwszy

Pierwszy bieg Górski bez pauz od biegania na pokonanie przeszkód. 29 km. Upał jak cholera i ja, wówczas crossfiterka, która nie lubi biegać…

Na najdłuższym i najtrudniejszym podbiegu siadałam co chwilę na kamieniu i podjadałam jagody - tylko ciii, bo nie można zrywać owoców na terenie Parku Narodowego, nie róbcie tego. Nogi umarły milion razy, ale głowa nie pozwoliła się poddać. Dobiegając do mety Garmin wybił 30 km. 30 górskich kilometrów w nogach!!! Za cel postawiłam sobie zmieścić się w limicie i nie być ostatnią. Obydwa cele zrealizowałam i do mety dotarłam z 30 min. zapasem.

Najtrudniejszy bieg terenowy w Polsce

Z większych sportowych sukcesów na pewno marzeniem, którego spełnienia bardzo się bałam, był start w Biegu Morskiego Komandosa, nie bez powodu nazwanego najtrudniejszym biegiem terenowym w Polsce. Ciężko zamknąć się tu bowiem w limicie czasowym, a na pozór krótka 24 km trasa potrafi zająć nawet 8 h.

Po zweryfikowaniu list startowych i wyników z poprzednich edycji pomyślałam "jesteś porąbana, że chcesz się tam ścigać". Na moje szczęście zdecydowanie liczba kobiet stająca w boksach startowych jest znikoma. Wtedy było nas zaledwie 10. Więc w głowie zrodził się plan na podium. Bo przecież co z tego, że większość uczestników nie mieści się w limicie, "ja dam radę" pomyślałam. Ale to było zgubne i mylne.

Na czym polega Bieg Morskiego Komandosa?

Żeby zrozumieć trudność biegu muszę chyba wyjaśnić dokładniej, na czym on polega. Mianowicie startuje się w pełnym umundurowaniu polowym, z ważącą bodajże około 2 kg atrapą broni, plecakiem z 4 kg obciążeniem i swoim prowiantem oraz wodą (nie ma na trasie  punktów Rege oraz nie można korzystać z pomocy osób z zewnątrz, jedynie uczestnicy mogą sobie pomagać). 24 km, plaża, morze, nawet znalazło się kilka podbiegów, no i oczywiście masa przeszkód do pokonania - zarówno konstrukcyjnych, jak i naturalnych. Do tego startu faktycznie się przygotowywałam sumiennie.

Seria niefortunnych zdarzeń po 1 km

Od startu seria nieplanowanych zdarzeń. Najpierw już na pierwszym kilometrze pod zasiekami, uszkadzam ustnik od bukłaka z wodą i całą sobie nieświadomie wylewam podczas czołgania. Ostatni weekend sierpnia, upał okrutny, plażowicze dumnie popijają zimne piwko, a ja chyba do 8 km o suchym pysku. I wtedy na moje szczęście i jego nieszczęście jakiś uczestnik postanowił, że schodzi z trasy i po krótkiej rozmowie postanowił wspomóc mnie swoimi zapasami wody. Chwała mu za to. Gdzieś po drodze zaliczam też glebę i robię sobie dziurę w piszczelu... Ale o tym później.

Swoje ściganie się o podium skończyłam chyba po 1/3 długości trasy. Każdy kolejny kilometr uświadamiał mi, dlaczego tak wielu uczestników kończy ten bieg z takim "słabym" czasem. Żeby to zrozumieć musiałam się z tym zmierzyć. Ostatnie 4 km to był istny rollercoaster.

Wybiegam do miasteczka (tak się mówi na strefę startu i mety), w głowie podświadomie myśl: zaraz koniec. Przede mną "ta jedyna" przeszkoda, którą uwielbiam i robię ją niemal w popisowym stylu, ludzie klaszczą, a ja pełna radości, że zaraz skończę tę nierówną walkę, pokonuję skośną i...wbiegam do parku na kolejnych kilka kilometrów.

Bieg Morskiego Komandosa

Zjazd mentalny i wsparcie

Ostatni i najgorszy zjazd mentalny był na kilkaset metrów przed końcem. Nie chciałam już zgadywać czy daleko jeszcze, po prostu pełzłam, licząc że zaraz koniec. Mentalne wsparcie mojego dobrego kolegi, który ukończył nieco szybciej, zrobiło mega robotę. "Doris! Złapałem Cię w końcu.” Po czym ja, niczym zrezygnowany kilkulatek, zaczęłam narzekać na wszystko co mnie boli... W odwecie usłyszałam, że: „Żołnierz nie dyskutuje, tylko maszeruje”.

I faktycznie przypomniałam sobie, że te wszystkie słabości są tylko w głowie. Nie wiem czy tylko ja na widok mety dostaję doładowania, ale to uczucie uwielbiam chyba najbardziej. Niby ledwo żyjesz, a nagle potrafisz biec pierdyliard razy szybciej, niż zwykle. Ponoć byłam jedyną osobą, która po przekroczeniu linii mety powiedziała, że wraca za rok. W sumie wielu zawodników wraca, ale pierwsze słowa słyszane na mecie brzmią "nigdy więcej".

Jest ciężko, ale ma być ciężko. Czyli bieganie takie jak lubię.

Wracając do dziury...

...tej w piszczelu rzecz jasna. Tak naprawdę dopiero po zdjęciu z siebie mokrego munduru i zejściu całej adrenaliny zobaczyłam i poczułam, co z moja nogą. Wielki guz, siniak i dziura średnicy wskazującego palca. I może nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że zrobił się rumień i musiałam zaliczyć wyprawę na SOR. Na szczęście obeszło się bez amputacji. Nie no śmieszkuję trochę. Jednak wyglądało to słabo. Blizna została, zresztą nie pierwsza - to one przypominają o tych wszystkich wyjściach ze swojej strefy komfortu i stoczonych "walkach".

Siłownia łączy ludzi

I coś w tym jest. Sytuacji skrajnych i ciekawych historii w moim sportowym życiu było sporo. Obecnie jestem na etapie dźwigania ciężarów. Bardzo fascynuje mnie dwubój, ale to z trójbojem historia jest dużo ciekawsza. Regularnie chodziłam na zajęcia zorganizowane z crossfitu, poznałam masę wspaniałych osób no i kilku kolegów, którzy targali tyle żelastwa, że z zachwytem patrzyłam na ich rekordy. A że jestem ciekawska, dałam się zaprosić na randkę pod tytułem Wyciskanie na klatę. Oczywiście leciały zakłady bukmacherskie, że przy 40 się "obsram". Sama nie miałam pojęcia, ile dam radę. Jak myślicie ? 50 kg na dwa razy. Na osobę, którą motywują sukcesy zadziałało to bardzo. Powoli chęć rozwoju rosła i rosła. I tak o to na dzień dzisiejszy mentalnie bliżej mi do dwuboju, ale pod względem wyników jestem lepszą trójboistką.

Po co to robię?

W tej całej mojej sportowej przygodzie jest wiele skrajności. W sumie jak i w moim życiu. Z jednej strony to wielki chaos, ale w nim musi być zachowany mój perfekcjonizm. Najbardziej lubię rywalizować z samą sobą, walcząc o lepszą wersję siebie.

Bo tak na prawdę to nie szczyt jest celem, a droga do niego.

Dorota Horęzga

Dorota Horęzga

Siłaczka! Kobieta rakieta, którą nakręcają kolejne sukcesy i dreszczyk rywalizacji. Jej motto to siła! Jak jest ciężko, to dobrze - liczy się droga, którą musi pokonać, by osiągnąć cel.

Może Ci się spodobać:

Premiera drugiego odcinka podcastu!
News

Premiera drugiego odcinka podcastu!

3.12.2024 ukazał się drugi odcinek podcastu Nessi Sportswear: Kolorowa strona sportu. To rozmowa z Justyną Garlacz-Sadowską: ambasadorką naszej marki, biegaczką, trenerką i pasjonatką natury.

Dlaczego odpowiednia rozgrzewka jest tak ważna  podczas biegania w chłodne dni?
Porady

Dlaczego odpowiednia rozgrzewka jest tak ważna podczas biegania w chłodne dni?

Dowiedz się dlaczego odpowiednie przygotowanie się do treningu, szczególnie w chłodne dni, ma tak ogromne znaczenie dla organizamu biegacza.

Najlepsze jesienne superfoods dla biegaczy.
Porady

Najlepsze jesienne superfoods dla biegaczy.

Korzystaj z darów jesieni i wzbogać swoją dietę o cenne składniki odżywcze, które pomogą Ci w zdrowiu przetrwać sezon jesienno-zimowy.

Zapisz się do newslettera

Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)

Kontakt

Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty

Copyright © Nessi. All rights reserved.