Ludzie

Bieganie kontra rak! Rozmowa z Małgosią Skrzypczak – biegającą motywacją!

Małgosia Skrzypczak, kobieta jak wiele z nas - żona, matka, koleżanka, przyjaciółka, sąsiadka. Mieszkanka Kalisza, która zakochała się w bieganiu. 

Redaktor Redaktor
  11.04.2019
12 minut
11.04.2019-3-1631203985.jpg

Otwarta na ludzi, nowe znajomości, na świat. Co jednak najważniejsze – akceptująca siebie i swoje życie ze wszystkimi jego potknięciami. Nie dająca jednak za wygraną i z wielką siłą oraz determinacją rozprawiająca się z największym wrogiem, który śmiał stanąć na jej drodze – nowotworem. Codziennie zdusza go podczas treningów i kładzie na łopatki podczas sportowych zawodów. Prawdziwa fighterka – biegająca motywacja!

Istnieje pewne wycofanie społeczne związane z delikatnością tematu jakim są choroby śmiertelne oraz niewiedza jak zachować się w towarzystwie osób nimi dotkniętych. Nieumiejętność rozmowy, obawa przed zranieniem czy powiedzeniem o jedno słowo za dużo. To normalne. Nie jesteśmy uczeni konfrontacji z tak trudnymi problemami.

Z Małgosią postanowiłyśmy być ze sobą całkowicie szczere. Mówić wprost i nie tuszować ciężkich momentów. Rozmawiać i nie stosować objazdów. Idziemy na żywioł i mamy nadzieję, że uda nam się pokazać jak wielka siła tkwi w kobietach – jeszcze większa, niż komukolwiek by się wydawało!

Nessi: Cześć Małgosia! Tak wiele jest do opowiedzenia i przekazania. Zacznijmy zatem tak po prostu. Kim jesteś i co najbardziej lubisz robić?

MAŁGORZATA SKRZYPCZAK: Jestem żoną, mamą i babcią dwóch cudownych wnuczek Oli i Ali. Z zawodu jestem nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej. Aktualnie na urlopie dla poratowania zdrowia.

Mam wiele zainteresowań, głównie sportowych. Moją pasją jest bieganie i fotografia, ale interesują mnie również inne aktywności. Uwielbiam pływanie, jazdę na rowerze, jazdę na nartach, rolkach. Dwa lata temu spełniłam swoje marzenie i nauczyłam się jeździć motocyklem. Już po 50-tce skoczyłam ze spadochronem! Morsuję i zachęcam innych. Odpoczywam tylko aktywnie. Uwielbiam fotografować zwłaszcza przyrodę. Robię albumy tematyczne. Napisałam książkę o motywacji do aktywności, jest w fazie wydania. Ciągle wyznaczam sobie nowe cele i dążę do ich realizacji.

Nessi: Za co pokochałaś bieganie? Co daje Ci ten sport?

MS: Biegałam od zawsze. W szkołach byłam dyżurną reprezentantką niemal na wszystkich zawodach sportowych. Potem była praca, dzieci, obowiązki i aktywność zeszła na dalszy plan, chociaż nigdy z niej nie zrezygnowałam... ale tak naprawdę kiedy skończyłam 50 lat, zapragnęłam do niej powrócić. Duża ilość wolnego czasu i syndrom „pustego gniazda” sprawiły, że musiałam coś ze sobą zrobić. Przypomniałam sobie o bieganiu, które kiedyś tak bardzo lubiłam. Pierwsze kilometry pokonywałam marszobiegiem, by z każdym następnym tygodniem przebiec coraz dłuższy dystans.

Bieganie wypełniało mi cały czas wolny. Trenowałam 3-4 razy w tygodniu. Zapisywałam się na zawody biegowe, na których zajmowałam miejsca na podium. To jeszcze bardziej motywowało mnie do wytężonej pracy. Bieganie dawało mi wolność i radość. Pozwalało oczyścić głowę ze złych myśli, rozwiązywać problemy. Uczyło samodyscypliny i planowania oraz gospodarowania czasem. Było i jest lekiem na całe zło. Z czasem zaczęłam szukać więcej wrażeń biegowych. Ukończyłam Koronę Maratonów. Dwukrotnie ukończyłam triathlon 1/8 IM. Wzięłam udział w Runmageddonie. By motywować innych założyłam stronę i bloga Bb-biegająca babcia. W tym roku miałam wziąć udział w maratonie górskim. Tak, miałam .....

Nessi: Opowiedz nam proszę jak zaczęła się historia Twojej choroby... czy przyszła nagle i z dnia na dzień zmieniła Twoje życie czy rozwijała się po cichu...

MS: We wrześniu 2018 roku po 31 latach pracy postanowiłam odpocząć i rozpoczęłam urlop dla poratowania zdrowia. Pierwsze 2 miesiące to był mój czas w myśl powiedzenia nic nie muszę wszystko mogę. Czas wypełniały mi aktywności. Aby jednak dobrze wykorzystać urlop postanowiłam zrobić przegląd całego człowieka. Majowe badanie USG i mammografia nie wykazało wprawdzie podejrzanych zmian w moich piersiach, ale postanowiłam chyba intuicyjnie udać się jeszcze raz do specjalisty. Doktor chcąc upewnić się w swoim podejrzeniu skierował mnie na biopsję gruboigłową. Na wynik czekałam 2 tygodnie. W umówionym dniu zadzwoniłam do doktora i w telefonie usłyszałam – „Pani Skrzypczak, ma pani nowotwór złośliwy”......nie tego oczekiwałam.

Szok, niedowierzanie, chaos myśli, setki pytań. Stres był tak silny, że nawet nie potrafiłam płakać. Łzy przyszły potem. Życie stanęło na głowie. Po kolejnej serii badań okazało się, że są przerzuty do węzłów. Nie potrafiłam logicznie myśleć. Wszystkie decyzje podejmował mój twardo stąpający po ziemi mąż. Woził mnie na badania, rozmawiał z lekarzami, zadawał setki pytań. Był bardzo dociekliwy. Wspierał mnie we wszystkim i w każdej chwili. Badania wykazały, że ten typ raka rozwija się dość długo, latami. Jak więc miały się do tego badania, które robiłam w maju? A muszę dodać, że badałam się regularnie, raz na rok mammografia i co pół roku USG. Kiedy okazało się, że jest to nowotwór ‘dobrze rokujący’, pojawiło się w mojej głowie światełko nadziei. Wszystko działo się bardzo szybko. Przed Świętami Bożego Narodzenia byłam już po operacji, a w połowie stycznia rozpoczęłam chemię.

Nessi: Gdybyś mogła opisać jak wyglądało Twoje życie przed, a jak po otrzymaniu diagnozy?

MS: Przed diagnozą żyłam jak większość ludzi. Praca, dom, obowiązki, pośpiech, stres. Problemy miały inny wymiar, a było ich sporo jak u każdego. Problemy dnia codziennego, w pracy, w rodzinie itd. Po diagnozie moje życie spowolniło. Uświadomiłam sobie, że to co myślałam, że jest problemem wcale nim nie jest. Problemem jest zdrowie, a raczej jego brak. Zaczęłam więcej czasu poświęcać sobie. Po operacji moja ręka wymagała codziennego masażu by uniknąć obrzęku limfatycznego. Musiałam też ją ćwiczyć by dorównała sprawnością tej zdrowej. 2 razy dziennie masaż i ćwiczenia. Brak węzłów powoduje bóle pod pachą. Po ćwiczeniach, wysiłku czy po prostu po upływie kilku godzin kolejny masaż w celu rozciągnięcia mięśni i ścięgien. Trzeba dbać o tę rękę by normalnie funkcjonować. Brak ćwiczeń i masażu może zakończyć się obrzękiem, który potem trudno cofnąć. Na szczęście do tych ćwiczeń nie trzeba mnie namawiać, a przy okazji rozkładam w domu matę i ćwiczę również nogi i brzuch .

Po diagnozie na pewno uświadomiłam sobie, że nie wolno niczego odkładać na później, czekać na jakieś „potem”, które może nie nadejść. Trzeba żyć tu i teraz. Cieszyć się każdą chwilą. Dostrzegać we wszystkim małe radości. Realizować plany, spełniać marzenia, bo nie wiadomo jakie niespodzianki przyniesie życie. I nie denerwować się. Absolutnie.

Nessi: Co się dzieje z kobietą, która dowiaduje się, że ma raka? A dodatkowo piersi, które są dla nas symbolem kobiecości...

MS: Myślę że nie ma to znaczenia czy jest to rak piersi czy innej części ciała. Rak to rak. Trzeba podjąć z nim walkę. Najpierw jest to walka, a może raczej staranie się o poprawienie jakości życia. Operacja, blizna, nieruchoma ręka (w moim przypadku na szczęście lewa), sen tylko na wznak i na jednym boku, to elementy utrudniające normalne funkcjonowanie. Dodam, że jeżeli usunięte są też węzły to ręka po stronie operowanej wymaga specjalnej ochrony. Trzeba uważać by jej nie skaleczyć, nie oparzyć, nie wolno nosić na niej zegarka, bransoletek itd. Nie wolno dźwigać. Dlatego życie trochę się zmienia. Bardzo trochę.

Tak, dla kobiety ważne są piersi, ale w obliczu choroby nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Chcę być zdrowa z piersią czy bez. Lekarze podjęli decyzję, że zdrowie może mi zapewnić jedynie usunięcie piersi, a tym samym usunięcie nowotworu. I ja im zaufałam. Zresztą nie miałam wyboru. Nikt mnie nie pytał o zdanie tylko poinformował o etapach leczenia. Oczywiście jednocześnie poinformowano mnie o możliwości rekonstrukcji piersi w dalszym etapie i biorę to pod uwagę.

Nessi: Czy od samego początku byłaś tak silna psychicznie, czy swoją siłę budowałaś stopniowo? Czy w takich momentach człowiek zostaje sam czy otrzymuje wsparcie specjalisty – psychologa, lekarza... a może to jednak najbliżsi są liną ciągnącą na powierzchnię?

MS: Generalnie jestem osobą dość silną psychicznie. Jednak w obliczu takiej diagnozy człowiek nie panuje nad sobą, nad emocjami. Musiałam przejść etap płaczu i zastanowienia się co dalej. I doszłam do wniosku, że nie mam wyboru. Muszę zawalczyć. Największe wsparcie dostałam od męża i dzieci. Dużo rozmawialiśmy. To nie jest temat tabu w naszym domu. Rozmawiamy o wszystkim czego ta choroba dotyczy. Oswajamy ją.

Mam wspaniałą grupę lekarzy, którzy po kolei w każdym etapie choroby opiekują się mną. Ale nie jest to takie wsparcie jakiego oczekujemy. Nikt nie głaszcze po głowie i nie mówi, że będzie dobrze. Podają natomiast konkrety, otaczają opieką, szybko reagują na jakiekolwiek zmiany czy dolegliwości.

O chorobie mówię otwarcie. Również na portalach społecznościowych. Potrzebuję tego by podzielić się tym nazwijmy to kolejnym życiowym doświadczeniem. Dlatego też dostałam ogromne wsparcie od znajomych biegaczy, koleżanek i kolegów, przyjaciół, którzy są ze mną na co dzień, wiedzą i znają każdy etap mojej choroby i niesamowicie mi kibicują. To jest takie ważne, że człowiek wie, że nie jest sam. Różnie chorzy reagują na chorobę, niektórzy zamykają się w sobie i przeżywają sami. Ja tak nie potrafię. Zawsze dzieliłam się ze wszystkimi tym co robiłam, wspierałam, motywowałam innych do aktywności, więc teraz też to czynię. Być może dzięki mojej historii kobiety pójdą się przebadać i być może pomoże to którejś z nich. Tak, to jest ważne.

Nessi: Ostatnio przeczytałam mądre słowa. Warto, aby osoby chore nazywały siebie bojownikami, aniżeli wojownikami. Pierwsza sytuacja kojarzy się bowiem z wielką siłą do działania, druga opcja tylko z walką wywołującą cierpienie. Chorujesz od 3 miesięcy – kiedy poczułaś w sobie bojownika, że się nie poddasz i będziesz działać do utraty tchu?

MS: Myślę, że był to czas zaraz po operacji. Dość szybko dochodziłam do siebie. Kilka dni po operacji zaczęłam wychodzić na spacery. Coraz dłuższe. Ze spacerów przeszłam do szybkich marszów, które kończyłam truchtem. Ten pobyt na świeżym powietrzu dodawał mi energii. Dobrze się czułam. I wtedy pomyślałam, że się nie poddam. Wrócę do biegania choćby nie wiem co.

Nessi: Pokochałaś bieganie. Jak ono wpasowało się w całą sytuację? Stało się bardziej ucieczką i zapomnieniem od tego co się stało czy raczej budowaniem organizmu, jego wzmacnianiem i dawaniem impulsu do regeneracji?

MS: Myślę, że raczej wzmacnianiem organizmu, ponieważ nie da się zapomnieć o chorobie. To ona dyktuje teraz warunki. Trzeba ją oswajać i sprawiać by jak najmniej dokuczała. Bezpośrednio po wlewie (chemii) jestem bardzo osłabiona. Około 2 godzin po podaniu, zaczynam się czuć tak, jakby ktoś odłączył mi prąd, wyjął wtyczkę. Wtedy kilka dni spaceruję. Czasami samopoczucie pozwala mi tylko na krótki spacer, do którego naprawdę muszę się motywować. Trwa to ok. tygodnia. Potem energia powraca i mogę bez większego trudu truchtać. Tak to lubię….

Nessi: Czy ciężko było zmobilizować się do aktywności, ruszyć się?

MS: Różne myśli są cały czas. To nie jest tak, że wyrzuci się je z głowy i już. I trzeba się naprawdę starać by „coś” robić dla siebie. Jakoś zawsze udawało mi się mobilizować do aktywności, bo po prostu tak żyłam więc teraz jest mi zdecydowanie łatwiej. Wcześniej motywowałam innych. Teraz dodatkowo muszę motywować również siebie. Ale daje radę….

Nessi: Bierzesz udział w zawodach i osiągasz piękne rezultaty – ostatnio 2 miejsce w lokalnych zawodach. Jak to się dzieje, że pomimo chemii, którą przyjmujesz organizm potrafi wykrzesać z siebie tak wiele? Jak Ty to robisz? (uśmiech)

MS: Nie wiem. Próbuję na sobie. Starałam się wcześniej dowiedzieć, czy w czasie chemii mogę biegać. Przeszukałam dostępną literaturę. Bardzo uboga w interesujący mnie temat. Pisałam do Runners, do Bieganie.pl i cisza. Najwięcej podpowiedziały mi biegające koleżanki amazonki. Niestety każdy organizm jest inny i inaczej reaguje na chemię. Moja pani doktor nie zabroniła mi, ale powiedziała, że będę osłabiona wiec sama zrezygnuję. Postanowiłam sprawdzić. Jednego czego się bałam to tego, że wysiłek sprawi, że pogorszą mi się wyniki i chemia zostanie odroczona (niski poziom neurofitów wyklucza podanie chemii), ale nic takiego się nie stało. Zapisałam się zatem na zawody – 5 km, bo na razie tylko taki dystans mam sprawdzony. Wolniejszym niż zwykle tempem (5:10-5:15) dobiegłam do mety jako 2 w kategorii wiekowej. Na chwilkę powróciły wspomnienia i zapomniałam o chorobie. Adrenalina, znajomi biegacze, radość z udziału w zawodach - to wszystko daje mi siłę i moc! (uśmiech). Zapisałam się na Półmaraton Nocny, bo wiem, że kolejny cel będzie mnie dalej motywował. Tak, trzeba mieć cele!

Nessi: Skąd jeszcze bierzesz siłę? Czy wspierasz się dodatkowymi możliwościami, masz swoje ukryte moce?

MS: Siłę czerpię od ludzi. Dlatego mówię im o mojej chorobie. Uwielbiam wszystkich aktywnych. Uwielbiam osoby, które mają cele i dążą do ich realizacji. Grupa Nessi również na mnie działa energetyzująco. Podziwiam Nessiaków, zwłaszcza młode mamy, które mimo licznych obowiązków znajdują czas nie tylko na bieganie. Kolorowe ciuszki Nessi również mnie motywują. Pierwszym zakupem po diagnozie były właśnie te biegowe. Obiecałam sobie, że są tak piękne, że musze je założyć. I tak się dzieje.

Nessi: Należysz do Kolorowej Drużyny Nessi. Jak przynależność do grupy wpływa na Twoje poczucie bezpieczeństwa w chorobie.

MS: Niewiele osób z grupy wie, że choruję, chociaż pisałam o tym kiedyś w jakimś poście... ale tych postów na grupie jest tak dużo, że nie sposób czasami wszystkich przeczytać. Kilka osób znam osobiście i wiem, że bardzo mi kibicują. Tak, przynależność do grupy tak wyjątkowej jak Nessi na pewno wpływa bardzo pozytywnie. To same pozytywnie zakręcone osoby. Czasami jak czytam posty zaśmiewam się do łez. Bezpośrednie, szczere, wesołe, dopingujące… tych zalet jest dużo więcej. Dobrze się tu czuję (uśmiech).

Nessi: Co chciałabyś powiedzieć wszystkim kobietom w związku z sytuacją? Zarówno tym zdrowym, jak i tym, które zmagają się z własnym zdrowiem?

MS: Przede wszystkim chciałabym powiedzieć drogie Panie – badajcie się. Chociaż moja sytuacja pokazuje, że mimo badania różnie może być. Wiem jednak, że wiele kobiet robi to za rzadko albo wcale. Po drugie - nie odkładajcie niczego na potem, bo to „potem” może już się nie zdarzyć. Dołączyłam do amazonek i uświadomiłam sobie, że obecnie nowotwór to jak epidemia grypy, choruje coraz więcej kobiet i to coraz młodszych (równolegle ze mną zachorowała koleżanka mojej córki). Żyjcie tu i teraz. Cieszcie się każdym dniem. Dostrzegajcie radości, nawet te najdrobniejsze. Nie zaprzątajcie sobie głowy błahostkami.

Nessi: Bieganie daje niesamowitą moc!

MS: To ludzie dają moc, która przekłada się na bieganie. Czerpię tę moc ze spotkań, rozmów, wzajemnego wsparcia i zwykłej ludzkiej życzliwości. I wszystkim życzę tego samego!

Nessi: Dziękuję ślicznie za rozmowę i życzę bardzo dużo energii do działania i zdrowia!

MS: DZIĘKUJĘ (uśmiech)

Redaktor

Redaktor

Tworzymy artykuły, które pomogą Ci w osiąganiu kolejnych sportowych celów.

Może Ci się spodobać:

Jak wygląda trening HIIT? Oto przykłady ćwiczeń!
Porady

Jak wygląda trening HIIT? Oto przykłady ćwiczeń!

Poznaj trening HIIT! Jego zalety oraz przykłady ćwiczeń, które możesz wykonać w domu bez dodatkowego sprzętu znajdziesz w poniższym artykule.

Pobiegajmy na Islandii!
Ludzie

Pobiegajmy na Islandii!

Cześć! Nazywam się Agnieszka i kilka lat temu rzuciłam świetną posadę w banku i wyruszyłam do Islandii, by odnaleźć siebie. Nie wiedziałam, co będę robić. Myślałam, że po pół roku wrócę. To się jednak nie wydarzyło. Przeczytaj moją historię i sprawdź, czy na Islandii da się biegać bez rękawiczek.

Wings for Life 2024. Podsumowanie
News

Wings for Life 2024. Podsumowanie

Kolorowa Drużyna na Wings for Life 2024! Ramię w ramię biegliśmy dla tych, którzy nie mogą. Przeczytaj, ile dobrego zrobiliśmy w ramach tegorocznej edycji największego na świecie biegu!

Zapisz się do newslettera

Dowiedz się, co piszczy w nowej kolekcji i nad czym aktualnie pracujemy! Bądź na bieżąco z promocjami i informacjami z wnętrza firmy. Obiecujemy tylko najbardziej kolorowe newsy :)

Kontakt

Progres W. Izbicki, N. Sztandera, Ż. Adamus Spółka Jawna
Jana III Sobieskiego 16, 32-650 Kęty

Copyright © Nessi. All rights reserved.